sobota, 29 września 2012

X "Z innej galaktyki"



Bieganie na stadionie nie należało do ulubionych zajęć Kulik. Zwłaszcza przez całą lekcję, nie wiadomo po co.  To była chyba lekka przesada?
-Wioleta, długo chodzisz z Wiktorem? – Amelia i jej przyjaciółka popatrzyły na siebie porozumiewawczo. Z Sylwią, niską, drobną dziewczyną o blond włosach sięgających do ramion i nieco męskiej twarzy pisały do gazetki szkolnej. Sylwia miała jedną, wielką wadę: była okropną plotkarą. Ale przyjaciółkom jakoś to nie przeszkadzało- zawsze lubiły wiedzieć wszystko o wszystkich. Problem zaczynał się wtedy, kiedy to one miały być na językach.
-Ja wcale z nim nie chodzę. Co ci przyszło do głowy?- Dziewczyna zaśmiała się.
-No… spędzacie dużo czasu z nimi…
To była prawda. To był ostatni dzień nauki przed przerwą Wielkanocną. Dzień był piękny i bardzo słoneczny, zupełnie jak większość poprzednich w kwietniu. Amelia musiała szczerze przyznać, że bardzo zbliżyły się do chłopków. Zwłaszcza ona i Marcin. Chodzili razem z nimi na próby do przedstawienia i zawsze po nich szli na piwo, albo po prostu spacerowali. Dziewczyny z Marcinem i Piotrkiem pojechali do Łodzi i fantastycznie się bawili przez cały dzień; wrócili dopiero przed północą (Amelia z Wioletą miały piekło w domu). Po ostatnim egzaminie świętowały w ich towarzystwie u Wiktora. Blondynka rozmawiała z Marcinem godzinami na GG; martwiła się, kiedy nie pisał do niej dłużej niż trzy dni. Byli tak blisko…
-Co to ma do rzeczy? – Wioleta zaśmiała się perliście.
Szczupła brunetka biegnąca dużo dalej zawołała Sylwię po imieniu. Chciała, żeby do niej dołączyła.
            -Sorka dziewczyny, dokończymy później. Czuję, że coś jest na rzeczy. – Utkwiła w nich znaczące spojrzenie i pobiegła dalej.
            -Ale mam świetny pomysł! – Kulik była bardzo podekscytowana.
            -Już się boję. – Wioleta, wiedziała, że przyjaciółka ma czasami szalone pomysły. A błysk w jej szaro-niebieskich oczach źle wróżył. – Co to za plan?
            -Obiecaj, że się zgodzisz! Proszę…
            -Najpierw chyba powinnam usłyszeć na czym polega ten cały plan, nie?
            -Nie, bo się nie zgodzisz! Obiecaj! – złożyła dłonie w błagalnym geście.
            -Dobra – zgodziła się, głównie z ciekawości – ale czuję, że będę tego żałować.  
            -Mogłybyśmy powiedzieć Sylwii, że chodzisz z Wiktorem. – Szatynka wpadła jak śliwka w kompot. Już miała zacząć się wymigiwać, ale Amelia ja wyprzedziła.
            -Może to jest jednak głupi pomysł.  - Wiktor chętnie by się zgodził, kalkulowała. Nawet zażartowałby coś na ten temat. Podświadomie blondynka czuła, że nie mogłaby spojrzeć  Marcinowi w oczy. Czuła, że by się nią rozczarował. Nie, zdecydowanie nie mogą wykonać planu. – Ale przejdźmy kawałek, zaraz zdechnę. Jak gorąco.
            -Też tak myślę – dziewczynie wyraźnie ulżyło, chociaż plan nie był aż tak szalony, jak sobie wyobrażała.
            -Ale przyznaj, podoba ci się Wiktor? – ściszyła głos, tak, że nikt inny nie mógł jej usłyszeć. Nikt też nie biegł blisko nich, więc nie było trudno.
            -No coś ty! – krzyknęła. Przez chwilę obawiała się, że Sylwia do nich podbiegnie, by dowiedzieć się o nowych plotach. Ale nikt nie zwrócił na nie uwagi.
-No przestań, przecież wiem, że ktoś ci się podoba. Nie jestem taka głupia. Wiesz, że jestem świetna swatką. – zaśmiała się cicho.
-Dobra, ale nikomu nie mów. – spojrzała błagalnie na Kulik.
-Tak, ogłoszę to całemu światu – ironizowała – przecież mnie znasz.
-On mi się naprawdę podoba. I dobrze go znasz…– Amelia z niecierpliwością spojrzała na przyjaciółkę, bezgłośnie pytając „kto” – Marcin.
Blondynka odwróciła głowę w kierunku środka stadionu, gdzie znajdowało się boisko. Chłopcy właśnie grali w nogę, ale ona wypatrywała tylko tego jednego. Zabolało. Nie mocno, tylko lekkie ukłucie. Nie bardzo wiedziała dlaczego, przecież tak naprawdę nic poważnego się między nimi nie wydarzyło. Była zazdrosna. Ale nie mogła pozwolić na to, żeby Wioleta się czegoś domyśliła.  To dziwne, teraz to szatynce należało się prawo do Marcina. Pierwsza powiedziała, że jej się podoba. Poza tym – pomyślała gorzko Amelia –i tak nie miałaby z nią szans.
-ooo… w sumie rzeczywiście, kiedyś mówiłaś, że jest ładny i tak dalej… myślałam po prostu, że wolisz Wiktora…
-A tobie kto się podoba? – brązowooka była zadowolona, że zwierzyła się przyjaciółce.
-U mnie po staremu… - sztuczny uśmiech zagościł na jej ustach – wciąż czekam na Johnny’ego Deppa. – Wioletta śmiała się z pobłażaniem, ale nie nalegała. Znów zaczęły biec truchtem.  – Może ci pomogę z nim. No wiesz? Swatam was?
Propozycja była poważna. Kulik postanowiła naprawdę rzetelnie pomóc przyjaciółce. Nie przeciągać chłopaka bardziej na swoją stronę, nie oczerniać Wioletty w jego oczach. Chciała być sobą i pomóc jej. Przecież sobie zasłużyła.
-Mogłabyś? –zapytała łagodnie – Chociaż nie wiem…
-Spoko – rzuciła. Porozumiewały się bez słów. – Będę delikatna i się nie wygadam.


Po lekcjach Wioletta pobiegła na trening lekkoatletyczny. Blondynka dziwnie się czuła sama. Nieczęsto samotnie wracała do domu, bez niej. Ale miało się to zmienić. Zrezygnowana otworzyła duże drzwi frontowe i wydostała się z budynku szkoły. Było bardzo słoneczne i ciepło. Po sekundowym namyśle ściągnęła z siebie cienki sweterek i została w koszulce na krótki rękaw.
Dotyk promieni na bladej skórze, podniesienie wzroku na ognistą kulę na niebie.
-Słońce jest tak samotne jak ja… nikt się do niego nie zbliża, nie zagłębia się w jego wnętrze i uczucia – myślała – Nadinterpretacja. To nadinterpretacja. Słońce, jest tylko słońcem. Słońce ma jądro, a nie serce.
Dusza się jej rozdzierała. Obiecała coś dzisiaj Wiolecie, ale jej samej się chyba podoba. Nie! Nigdy nie zdradzi przyjaciółki, z resztą… nie chciała się okłamywać. On by jej nie chciał. Kto o zdrowych zmysłach by się w niej zakochał?! A w porównaniu do szatynki… nic nie znaczyła.
-Amela! – Zszokowana dźwiękiem przystanęła i obejrzała się dookoła. – Amela, poczekaj. – Nic niezwykłego, Agata i Monika postanowiły ją zatrzymać. – Idziesz z nami?
-Gdzie? – zapytała nadal oszołomiona, wytrącona ze swoich intymnych refleksji.  
-No, do domu. Przez park. – Były jakie były, ale jednego im nie można odmówić, a zwłaszcza Agacie, potrafiły być lojalne. Kiedy chciały umiały być naprawdę dobrymi koleżankami.
-Ok., - zgodziła się, chociaż ta droga była dłuższa niż normalna. – Im mniej świątecznych przygotowań tym lepiej.
-A gdzie masz Wioletę?
-Poszła na trening – odpowiedziała świadoma wizerunku papużek-nierozłączek. – Podziwiam ją, po tym w-f-ie. Mi by się nie chciało. Ba! Nie dałabym rady!
-No co ty? Biegać?!  I to tak bez przymusu?– Monika wydawała się zniesmaczona. Zaśmiały się.
-Właśnie! Czyżby nam Wioletka chodziła z Wiktorem? – zapytała Agata poprawiając torebkę. – Tak gdzieś słyszałam.
-Nie, co coś ty! Sylwia też nam dzisiaj coś podobnego wpierała. Ale nie.
-Ale prędzej czy później będzie z Wiktorem albo Madejem. Bez dwóch zdań. Nawet bym się nie zdziwiła.
-Skąd ten wniosek?- policzki Amelii się zaczerwieniły, ale koleżanki nie zwróciły na to najmniejszej uwagi.  – Już rozmowa jest wstępem do chodzenia? Z resztą to chyba nic złego…
-Nie. Boże! Ale z ciebie pieprzona Matka Miłosierdzia!
-Nie przeklinaj w jednym zdaniu z Matką Miłosierną. Proszę. – Blondynka nieśmiało przerwała szczupłej dziewczynie.
-No właśnie o to mi chodzi! –Wybuchła – Jesteś jak jakaś Matka Teresa, dla ciebie wszystko jest dobre. Ty w ludziach widzisz tylko te pozytywne cechy.
-Nie prawda! To źle?
- Wszystkich lubisz, - ciągnęła dalej, blondynka chciała przerwać, ale nie zdążyła - a jeśli nie, ktoś musi poważnie ci zaleźć za skórę. Nie szykanujesz tych, za którymi nie przepadasz. A te twoje „wredne” – nakreśliła cudzysłów w powietrzu – komentarze, nie są takie chamskie, jak ci się wydaje. Niby złośliwe, ironiczne i drwiące, niby zawsze i wszędzie, ale nikt nie czuje się obrażony, Amela. –Dziewczyna nadal nie rozumiała, co chce przez to powiedzieć. - Chodzi o to, że moim zdaniem jesteście z Wioletą przepustką dla tych frajerów. Wykorzystali cię, żeby nie zostać wyrzutkami. Wioleta by się na coś takiego w życiu nie zgodziła, gdyby się jej któryś nie podobał. Ona nie jest ta oderwana od rzeczywistości jak ty.
-Nie sądzę, ona też pewnie uważa, że są w porządku.
-Są w porządku?! – agresywny ton Moniki, zbił ją trochę z tropu – chyba nie wiesz, co mówisz, Amelia.
-Możemy zostawić to tak, że każdy lubi kogoś innego?
-Nie, bo… - Agata zamknęła ręką usta koleżanki.
-Wiesz, że Amela jest tak świętoszkowata, że nie pozwoli nikogo obrażać.
-Wiesz, co to znaczy „świętoszkowaty”, synonim „ pruderyjny”?
-Dobra, dość. – Monika zabrała z buzi dłoń koleżanki – nic nie rozumiem. Co to w ogóle za słowa?- Zauważyła, że blondynka chce odpowiedzieć, ale wyprzedziła ją – Snajper mówił mi, że możesz przyjść po towar.
-Tak? – rzuciła niby nonszalancko, ale cieszyła się jak małe dziecko – gdzie?
-A, spoko. Mówił mi, że ktoś zawsze stoi z towarem we wtorki, piątki i soboty… gdzieś w tej starej ruderze, jak się wchodzi do parku z ogrodowej. Tak koło siódmej, chyba są do dziesiątej.
-Ale czy tam nie siedzą menele?
-A co boisz się, Amela? – blondynka nie cierpiała, kiedy Agata zwracając się do niej tym nieznośnym tonem, dodawała na końcu jej imię.
-Nie, tylko…
-No, siedzą tam. Ale jak nie ma ich. Możesz tam iść po świętach.
-Amelia, - koleżanka przerwała Monice poważnym tonem – powinnaś tam kogoś ze sobą zabrać. Sugeruję Madeja albo Wiktora.
-Co? Po co? Dlaczego ich?- Zapała cisza. Kulik zauważyła, jak przyjaciółki wymieniają się spojrzeniami. To nie wróżyło niczego dobrego.
-Będziesz bezpieczniejsza. Nie wiadomo, kto się tam plącze…
-A oni.. jak to powiedzieć? Znają okolicę i to nie będzie ich pierwszy raz.
Pustka. Dziewczyna zupełnie nic nie czuła. Jej twarz była kamienna, sama nie wiedziała, co ma myśleć. Zbeształa się za ten atak paniki – przecież doskonale wiedziała, że chłopacy palą zioło, a może coś jeszcze.
-Serio, weź Madeja. Przecież się z nim zadajesz. Nie widzę problemu.
-Poproś go. Jak nie to sama do niego pójdę i każę mu z tobą iść, Amela. I do tego jeszcze później też tam pójdę z tobą. Zrozumiałaś?


„Nie ma rzeczy gorszej niż strach bezprzedmiotowy, strach przed nieznanym, przed groźną tajemnicą, która zdaje się czaić wszędzie.” *


Przyglądała się odbiciu w lustrze. Oczy, nos, usta – wszystko wygląda tak samo jak zawsze… ale dziewczyna miała wrażenie, że to nie jej odbicie.
-Oh! Amelia! Nie poznałam cię! Ale schudłaś! – usłyszała dzisiaj po kościele od jednej z ciotek.
Oddaliła się od szafy i znów podeszła bliżej. Czarne szpilki na platformie, niemodna czarna spódnica z dużymi falbanami i atłasowa koszula odsłaniająca biust. Rozpuszczone włosy, makijaż. Czy nadal była sobą? Wyglądała bardzo dobrze, ale wciąż miała obiekcje.
Obróciła się bokiem. Czy rzeczywiście schudła? Tak bardzo marzyła, o tym, żeby ludzie reagowali tak, jak ta okropna ciotka. Ale Amelii wydawało się, ze wygląda tak samo.. Kiedy podwinęła bluzkę, nadal mogła zebrać z brzucha fałdkę tłuszczu. Co jest nie tak?
A może? Przez te wydarzenia  w szkole praktycznie nie miała apetytu. Czasami przegryzała tylko trochę czekolady na stres. Złość wyładowywała biegając, pływając… dużo energii poświęcała nauce. Zaprzątała sobie głowę złośliwościami plastikowej Kingi, przy każdym spotkaniu; prostackim zachowaniem owego Radara i jego prowokującym zaczepkom. I nim. Myślała o nim.
Próbowała odgonić obraz chłopaka powstający w jej umyśle. Opadła plecami na łóżko rodziców, słysząc uginanie się sprężyn pod materacem. To nie było takie proste… była taka samotna. Nikt jej nie mógł zrozumieć, bo nikt nie znał jej prawdziwej historii. W Łodzi czuła się nie na miejscu, wydawało jej się, że w domu też jest obca. Przecież wczoraj, kiedy spotkała się z Wioletą i resztą paczki słuchała ich rozmów – ale nie mogła wytrzymać tych słów pozbawionych znaczenia. Takich prostych, pustych…  Jak mogli się tak zmienić? A może właściwsza byłaby konkluzja, że to blondynka się zmieniła. Była jak z innej planety. Z innej galaktyki. Przyjaciółki. Czy to możliwe w takim krótkim czasie?
I chyba najbardziej bolał brak. Brak jego. Jego uśmiechu, głosu, ramion, ust… brak kontaktu. Dziewczyna położyła dłonie na powiekach, delikatnie, żeby nie rozmazać makijażu. Powstrzymywała łzy. Nie może się poryczeć z powodu takiego… faceta. Chociaż chciała do głowy wcale nie przyszło jej żadne obraźliwe określenie. Nie chciała nazywać go dupkiem, palantem, oszustem, głupim chujem – chociaż na to w pełni zasłużył. Przez ten cały czas nie napisał, nie zdzwonił. Nie przeczytałaby wiadomości, nie odebrałaby połączenia.  Ale chyba chodziło o to, że nie próbował;  że nie zależało mu na niej, na nich.
-Pieprzona, gruba świnia! – rzuciła z pogardą w stronę swojego odbicia.
Pieprzone kilogramy. Pieprzona lalusia. Pieprzony Radar. Pieprzony On.
Poczuła ogromną chęć przypomnienia sobie Jego twarzy. Mieli jedno wspólne zdjęcie, w dwóch egzemplarzach: dla niej i dla niego. Usiłowała zapomnieć, że schowała je na dnie szuflady w biurku. Wymazać z pamięci ich radość bijącą z fotografii.
-On swoje pewnie wyrzucił. Po co miałby zbierać śmieci? – myślała.
Nie zerwała się z łóżka. Nie pobiegła do biurka. Nie obejrzała zdjęcia.
Uzmysłowiła sobie, że wcale nie czuła nienawiści; że nie miała depresji, nie cierpiała tak mocno, jak mogłoby się zdawać. I chociaż to trudne, dopuściła do siebie w końcu wdzięczność.  Zawdzięcza mu pozbycie się naiwności, różowych okularów; dzięki niemu zobaczyła świat taki jaki jest. Bez zbędnego koloryzowania.

„Jeśli chce się być szczęśliwym, nie wolno gmerać w pamięci.” **


*Gustaw Herling-Grudziński
**Emil Cioran

****************
No, nareszcie coś tam jest :D
Wiem, że szału nie ma, ale na powitanie na nowej stronie się pośpieszyłam. 
Po prostu kocham ten portal! Wszystko wydaje się takie łatwe i w ogóle... mam jeszcze parę problemów, ale powoli je rozwiązuje i wygląda nawet przyzwoicie.

10 komentarzy:

  1. Hej, z moim pisaniem wszystko ok (tak myślę). Weny mam w nadmiarze, tylko bardziej rozpisywałam się na moich pozostałych dwóch blogach:) Ale możesz się spodziewać, że w tym tyg MNS wreszcie się pojawi. Już postanowiłam, że kończę rozdział;)
    Co do Twojego opowiadania, to rozkręca się z rozdziału na rozdział. Amelia to prawdziwa przyjaciółka. Dobro innych liczy się bardziej, niż jej własne. Jestem ciekawa jej "śledztwa", bo widzę, że jest bliska celu, tylko co odkryje?
    Ja osobiście uwielbiam Radara i bardzo proszę w kolejnym rozdziale o niego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. śledztwo jest tu kluczowym motywem, a do końca jeszcze bardzo daleko :P
      Nie wiem, dlaczego tak bardzo podoba wam się ten Radar?!! "D

      Usuń
  2. przyznała się że coś czuje do Radara, hah ;D
    jestem tez ciekawa co było z Wiktorem, dlaczego tak trzymasz niepewności? Rozdział wspaniały, tylko krótki. czekam już na nn;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. serio przyznała się, co czuje do Radara?
      Krótki? to jeden z takich dłuższych jak na mnie :P

      Usuń
    2. chodzi mi o to, ż eo nim my myśli ;d

      Usuń
    3. nie mówiłaś, że masz nowy szablon ;P piękny ;)
      nadal masz weryfikacje obrazkową? a fuj ;D

      Usuń
    4. serio? mam weryfikację obrazkową? Nawet nie wiedziałam :P

      Usuń
  3. No i moje wypociny już są :)
    http://wiolavondy.wordpress.com/2012/10/03/xxiv-bolesna-prawda/

    OdpowiedzUsuń
  4. U mnie będzie rozdział w tyg i na pewno Cię powiadomię:) Byłam na uczelni i nie miałam czasu pisać, ale już nadrabiam;)
    Ps; fajna grafika:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział już jest;)
    http://wiolavondy.wordpress.com/2012/10/31/xxv-ostatni-strzal/

    OdpowiedzUsuń