Bieganie na stadionie nie należało do
ulubionych zajęć Kulik. Zwłaszcza przez całą lekcję, nie wiadomo po co. To była chyba lekka przesada?
-Wioleta, długo chodzisz z Wiktorem? –
Amelia i jej przyjaciółka popatrzyły na siebie porozumiewawczo. Z Sylwią, niską,
drobną dziewczyną o blond włosach sięgających do ramion i nieco męskiej twarzy
pisały do gazetki szkolnej. Sylwia miała jedną, wielką wadę: była okropną
plotkarą. Ale przyjaciółkom jakoś to nie przeszkadzało- zawsze lubiły wiedzieć
wszystko o wszystkich. Problem zaczynał się wtedy, kiedy to one miały być na
językach.
-Ja wcale z nim nie chodzę. Co ci przyszło
do głowy?- Dziewczyna zaśmiała się.
-No… spędzacie dużo czasu z nimi…
To była prawda. To był ostatni dzień nauki
przed przerwą Wielkanocną. Dzień był piękny i bardzo słoneczny, zupełnie jak
większość poprzednich w kwietniu. Amelia musiała szczerze przyznać, że bardzo
zbliżyły się do chłopków. Zwłaszcza ona i Marcin. Chodzili razem z nimi na
próby do przedstawienia i zawsze po nich szli na piwo, albo po prostu
spacerowali. Dziewczyny z Marcinem i Piotrkiem pojechali do Łodzi i
fantastycznie się bawili przez cały dzień; wrócili dopiero przed północą
(Amelia z Wioletą miały piekło w domu). Po ostatnim egzaminie świętowały w ich
towarzystwie u Wiktora. Blondynka rozmawiała z Marcinem godzinami na GG; martwiła
się, kiedy nie pisał do niej dłużej niż trzy dni. Byli tak blisko…
-Co to ma do rzeczy? – Wioleta zaśmiała się
perliście.
Szczupła brunetka biegnąca dużo dalej zawołała Sylwię po imieniu.
Chciała, żeby do niej dołączyła.
-Sorka dziewczyny,
dokończymy później. Czuję, że coś jest na rzeczy. – Utkwiła w nich znaczące
spojrzenie i pobiegła dalej.
-Ale mam świetny
pomysł! – Kulik była bardzo podekscytowana.
-Już się boję. –
Wioleta, wiedziała, że przyjaciółka ma czasami szalone pomysły. A błysk w jej
szaro-niebieskich oczach źle wróżył. – Co to za plan?
-Obiecaj, że się
zgodzisz! Proszę…
-Najpierw chyba
powinnam usłyszeć na czym polega ten cały plan, nie?
-Nie, bo się nie
zgodzisz! Obiecaj! – złożyła dłonie w błagalnym geście.
-Dobra – zgodziła się,
głównie z ciekawości – ale czuję, że będę tego żałować.
-Mogłybyśmy powiedzieć
Sylwii, że chodzisz z Wiktorem. – Szatynka wpadła jak śliwka w kompot. Już
miała zacząć się wymigiwać, ale Amelia ja wyprzedziła.
-Może to jest jednak
głupi pomysł. - Wiktor chętnie by się
zgodził, kalkulowała. Nawet zażartowałby coś na ten temat. Podświadomie
blondynka czuła, że nie mogłaby spojrzeć Marcinowi w oczy. Czuła, że by się nią
rozczarował. Nie, zdecydowanie nie mogą wykonać planu. – Ale przejdźmy kawałek,
zaraz zdechnę. Jak gorąco.
-Też tak myślę –
dziewczynie wyraźnie ulżyło, chociaż plan nie był aż tak szalony, jak sobie
wyobrażała.
-Ale przyznaj, podoba
ci się Wiktor? – ściszyła głos, tak, że nikt inny nie mógł jej usłyszeć. Nikt
też nie biegł blisko nich, więc nie było trudno.
-No coś ty! –
krzyknęła. Przez chwilę obawiała się, że Sylwia do nich podbiegnie, by
dowiedzieć się o nowych plotach. Ale nikt nie zwrócił na nie uwagi.
-No przestań, przecież wiem, że ktoś ci się
podoba. Nie jestem taka głupia. Wiesz, że jestem świetna swatką. – zaśmiała się
cicho.
-Dobra, ale nikomu nie mów. – spojrzała
błagalnie na Kulik.
-Tak, ogłoszę to całemu światu – ironizowała
– przecież mnie znasz.
-On mi się naprawdę podoba. I dobrze go
znasz…– Amelia z niecierpliwością spojrzała na przyjaciółkę, bezgłośnie pytając
„kto” – Marcin.
Blondynka odwróciła głowę w kierunku środka
stadionu, gdzie znajdowało się boisko. Chłopcy właśnie grali w nogę, ale ona
wypatrywała tylko tego jednego. Zabolało. Nie mocno, tylko lekkie ukłucie. Nie
bardzo wiedziała dlaczego, przecież tak naprawdę nic poważnego się między nimi
nie wydarzyło. Była zazdrosna. Ale nie mogła pozwolić na to, żeby Wioleta się
czegoś domyśliła. To dziwne, teraz to
szatynce należało się prawo do Marcina. Pierwsza powiedziała, że jej się
podoba. Poza tym – pomyślała gorzko Amelia –i tak nie miałaby z nią szans.
-ooo… w sumie rzeczywiście, kiedyś mówiłaś,
że jest ładny i tak dalej… myślałam po prostu, że wolisz Wiktora…
-A tobie kto się podoba? – brązowooka była
zadowolona, że zwierzyła się przyjaciółce.
-U mnie po staremu… - sztuczny uśmiech
zagościł na jej ustach – wciąż czekam na Johnny’ego Deppa. – Wioletta śmiała
się z pobłażaniem, ale nie nalegała. Znów zaczęły biec truchtem. – Może ci pomogę z nim. No wiesz? Swatam was?
Propozycja była poważna. Kulik postanowiła
naprawdę rzetelnie pomóc przyjaciółce. Nie przeciągać chłopaka bardziej na
swoją stronę, nie oczerniać Wioletty w jego oczach. Chciała być sobą i pomóc
jej. Przecież sobie zasłużyła.
-Mogłabyś? –zapytała łagodnie – Chociaż nie
wiem…
-Spoko – rzuciła. Porozumiewały się bez
słów. – Będę delikatna i się nie wygadam.
Po lekcjach Wioletta pobiegła na trening
lekkoatletyczny. Blondynka dziwnie się czuła sama. Nieczęsto samotnie wracała
do domu, bez niej. Ale miało się to zmienić. Zrezygnowana otworzyła duże drzwi
frontowe i wydostała się z budynku szkoły. Było bardzo słoneczne i ciepło. Po
sekundowym namyśle ściągnęła z siebie cienki sweterek i została w koszulce na
krótki rękaw.
Dotyk promieni na bladej skórze,
podniesienie wzroku na ognistą kulę na niebie.
-Słońce jest tak samotne jak ja… nikt się do
niego nie zbliża, nie zagłębia się w jego wnętrze i uczucia – myślała –
Nadinterpretacja. To nadinterpretacja. Słońce, jest tylko słońcem. Słońce ma
jądro, a nie serce.
Dusza się jej rozdzierała. Obiecała coś
dzisiaj Wiolecie, ale jej samej się chyba podoba. Nie! Nigdy nie zdradzi
przyjaciółki, z resztą… nie chciała się okłamywać. On by jej nie chciał. Kto o
zdrowych zmysłach by się w niej zakochał?! A w porównaniu do szatynki… nic nie
znaczyła.
-Amela! – Zszokowana dźwiękiem przystanęła i
obejrzała się dookoła. – Amela, poczekaj. – Nic niezwykłego, Agata i Monika
postanowiły ją zatrzymać. – Idziesz z nami?
-Gdzie? – zapytała nadal oszołomiona,
wytrącona ze swoich intymnych refleksji.
-No, do domu. Przez park. – Były jakie były,
ale jednego im nie można odmówić, a zwłaszcza Agacie, potrafiły być lojalne.
Kiedy chciały umiały być naprawdę dobrymi koleżankami.
-Ok., - zgodziła się, chociaż ta droga była
dłuższa niż normalna. – Im mniej świątecznych przygotowań tym lepiej.
-A gdzie masz Wioletę?
-Poszła na trening – odpowiedziała świadoma
wizerunku papużek-nierozłączek. – Podziwiam ją, po tym w-f-ie. Mi by się nie
chciało. Ba! Nie dałabym rady!
-No co ty? Biegać?! I to tak bez przymusu?– Monika wydawała się
zniesmaczona. Zaśmiały się.
-Właśnie! Czyżby nam Wioletka chodziła z
Wiktorem? – zapytała Agata poprawiając torebkę. – Tak gdzieś słyszałam.
-Nie, co coś ty! Sylwia też nam dzisiaj coś
podobnego wpierała. Ale nie.
-Ale prędzej czy później będzie z Wiktorem
albo Madejem. Bez dwóch zdań. Nawet bym się nie zdziwiła.
-Skąd ten wniosek?- policzki Amelii się
zaczerwieniły, ale koleżanki nie zwróciły na to najmniejszej uwagi. – Już rozmowa jest wstępem do chodzenia? Z
resztą to chyba nic złego…
-Nie. Boże! Ale z ciebie pieprzona Matka
Miłosierdzia!
-Nie przeklinaj w jednym zdaniu z Matką
Miłosierną. Proszę. – Blondynka nieśmiało przerwała szczupłej dziewczynie.
-No właśnie o to mi chodzi! –Wybuchła –
Jesteś jak jakaś Matka Teresa, dla ciebie wszystko jest dobre. Ty w ludziach
widzisz tylko te pozytywne cechy.
-Nie prawda! To źle?
- Wszystkich lubisz, - ciągnęła dalej,
blondynka chciała przerwać, ale nie zdążyła - a jeśli nie, ktoś musi poważnie
ci zaleźć za skórę. Nie szykanujesz tych, za którymi nie przepadasz. A te twoje
„wredne” – nakreśliła cudzysłów w powietrzu – komentarze, nie są takie
chamskie, jak ci się wydaje. Niby złośliwe, ironiczne i drwiące, niby zawsze i
wszędzie, ale nikt nie czuje się obrażony, Amela. –Dziewczyna nadal nie
rozumiała, co chce przez to powiedzieć. - Chodzi o to, że moim zdaniem
jesteście z Wioletą przepustką dla tych frajerów. Wykorzystali cię, żeby nie
zostać wyrzutkami. Wioleta by się na coś takiego w życiu nie zgodziła, gdyby
się jej któryś nie podobał. Ona nie jest ta oderwana od rzeczywistości jak ty.
-Nie sądzę, ona też pewnie uważa, że są w
porządku.
-Są w porządku?! – agresywny ton Moniki,
zbił ją trochę z tropu – chyba nie wiesz, co mówisz, Amelia.
-Możemy zostawić to tak, że każdy lubi kogoś
innego?
-Nie, bo… - Agata zamknęła ręką usta
koleżanki.
-Wiesz, że Amela jest tak świętoszkowata, że
nie pozwoli nikogo obrażać.
-Wiesz, co to znaczy „świętoszkowaty”,
synonim „ pruderyjny”?
-Dobra, dość. – Monika zabrała z buzi dłoń
koleżanki – nic nie rozumiem. Co to w ogóle za słowa?- Zauważyła, że blondynka
chce odpowiedzieć, ale wyprzedziła ją – Snajper mówił mi, że możesz przyjść po
towar.
-Tak? – rzuciła niby nonszalancko, ale
cieszyła się jak małe dziecko – gdzie?
-A, spoko. Mówił mi, że ktoś zawsze stoi z
towarem we wtorki, piątki i soboty… gdzieś w tej starej ruderze, jak się
wchodzi do parku z ogrodowej. Tak koło siódmej, chyba są do dziesiątej.
-Ale czy tam nie siedzą menele?
-A co boisz się, Amela? – blondynka nie
cierpiała, kiedy Agata zwracając się do niej tym nieznośnym tonem, dodawała na
końcu jej imię.
-Nie, tylko…
-No, siedzą tam. Ale jak nie ma ich. Możesz
tam iść po świętach.
-Amelia, - koleżanka przerwała Monice
poważnym tonem – powinnaś tam kogoś ze sobą zabrać. Sugeruję Madeja albo
Wiktora.
-Co? Po co? Dlaczego ich?- Zapała cisza.
Kulik zauważyła, jak przyjaciółki wymieniają się spojrzeniami. To nie wróżyło
niczego dobrego.
-Będziesz bezpieczniejsza. Nie wiadomo, kto
się tam plącze…
-A oni.. jak to powiedzieć? Znają okolicę i
to nie będzie ich pierwszy raz.
Pustka. Dziewczyna zupełnie nic nie czuła.
Jej twarz była kamienna, sama nie wiedziała, co ma myśleć. Zbeształa się za ten
atak paniki – przecież doskonale wiedziała, że chłopacy palą zioło, a może coś
jeszcze.
-Serio, weź Madeja. Przecież się z nim
zadajesz. Nie widzę problemu.
-Poproś go. Jak nie to sama do niego pójdę i
każę mu z tobą iść, Amela. I do tego jeszcze później też tam pójdę z tobą.
Zrozumiałaś?
„Nie ma rzeczy gorszej niż strach bezprzedmiotowy, strach
przed nieznanym, przed groźną tajemnicą, która zdaje się czaić wszędzie.” *
Przyglądała
się odbiciu w lustrze. Oczy, nos, usta – wszystko wygląda tak samo jak zawsze…
ale dziewczyna miała wrażenie, że to nie jej odbicie.
-Oh! Amelia!
Nie poznałam cię! Ale schudłaś! – usłyszała dzisiaj po kościele od jednej z
ciotek.
Oddaliła się
od szafy i znów podeszła bliżej. Czarne szpilki na platformie, niemodna czarna
spódnica z dużymi falbanami i atłasowa koszula odsłaniająca biust. Rozpuszczone
włosy, makijaż. Czy nadal była sobą? Wyglądała bardzo dobrze, ale wciąż miała
obiekcje.
Obróciła się
bokiem. Czy rzeczywiście schudła? Tak bardzo marzyła, o tym, żeby ludzie
reagowali tak, jak ta okropna ciotka. Ale Amelii wydawało się, ze wygląda tak
samo.. Kiedy podwinęła bluzkę, nadal mogła zebrać z brzucha fałdkę tłuszczu. Co
jest nie tak?
A może? Przez
te wydarzenia w szkole praktycznie nie
miała apetytu. Czasami przegryzała tylko trochę czekolady na stres. Złość
wyładowywała biegając, pływając… dużo energii poświęcała nauce. Zaprzątała
sobie głowę złośliwościami plastikowej Kingi, przy każdym spotkaniu; prostackim
zachowaniem owego Radara i jego prowokującym zaczepkom. I nim. Myślała o nim.
Próbowała
odgonić obraz chłopaka powstający w jej umyśle. Opadła plecami na łóżko
rodziców, słysząc uginanie się sprężyn pod materacem. To nie było takie proste…
była taka samotna. Nikt jej nie mógł zrozumieć, bo nikt nie znał jej prawdziwej
historii. W Łodzi czuła się nie na miejscu, wydawało jej się, że w domu też
jest obca. Przecież wczoraj, kiedy spotkała się z Wioletą i resztą paczki
słuchała ich rozmów – ale nie mogła wytrzymać tych słów pozbawionych znaczenia.
Takich prostych, pustych… Jak mogli się
tak zmienić? A może właściwsza byłaby konkluzja, że to blondynka się zmieniła. Była
jak z innej planety. Z innej galaktyki. Przyjaciółki.
Czy to możliwe w takim krótkim czasie?
I chyba
najbardziej bolał brak. Brak jego. Jego uśmiechu, głosu, ramion, ust… brak
kontaktu. Dziewczyna położyła dłonie na powiekach, delikatnie, żeby nie
rozmazać makijażu. Powstrzymywała łzy. Nie może się poryczeć z powodu takiego…
faceta. Chociaż chciała do głowy wcale nie przyszło jej żadne obraźliwe
określenie. Nie chciała nazywać go dupkiem, palantem, oszustem, głupim chujem –
chociaż na to w pełni zasłużył. Przez ten cały czas nie napisał, nie zdzwonił.
Nie przeczytałaby wiadomości, nie odebrałaby połączenia. Ale chyba chodziło o to, że nie
próbował; że nie zależało mu na niej, na
nich.
-Pieprzona,
gruba świnia! – rzuciła z pogardą w stronę swojego odbicia.
Pieprzone kilogramy.
Pieprzona lalusia. Pieprzony Radar. Pieprzony On.
Poczuła
ogromną chęć przypomnienia sobie Jego twarzy. Mieli jedno wspólne zdjęcie, w
dwóch egzemplarzach: dla niej i dla niego. Usiłowała zapomnieć, że schowała je
na dnie szuflady w biurku. Wymazać z pamięci ich radość bijącą z fotografii.
-On swoje
pewnie wyrzucił. Po co miałby zbierać śmieci? – myślała.
Nie zerwała
się z łóżka. Nie pobiegła do biurka. Nie obejrzała zdjęcia.
Uzmysłowiła
sobie, że wcale nie czuła nienawiści; że nie miała depresji, nie cierpiała tak
mocno, jak mogłoby się zdawać. I
chociaż to trudne, dopuściła do siebie w końcu wdzięczność. Zawdzięcza mu pozbycie się naiwności,
różowych okularów; dzięki niemu zobaczyła świat taki jaki jest. Bez zbędnego
koloryzowania.
„Jeśli chce się być szczęśliwym, nie wolno gmerać w
pamięci.” **
*Gustaw
Herling-Grudziński
**Emil Cioran
****************
No, nareszcie coś tam jest :D
Wiem, że szału nie ma, ale na powitanie na nowej stronie się pośpieszyłam.
Po prostu kocham ten portal! Wszystko wydaje się takie łatwe i w ogóle... mam jeszcze parę problemów, ale powoli je rozwiązuje i wygląda nawet przyzwoicie.
Hej, z moim pisaniem wszystko ok (tak myślę). Weny mam w nadmiarze, tylko bardziej rozpisywałam się na moich pozostałych dwóch blogach:) Ale możesz się spodziewać, że w tym tyg MNS wreszcie się pojawi. Już postanowiłam, że kończę rozdział;)
OdpowiedzUsuńCo do Twojego opowiadania, to rozkręca się z rozdziału na rozdział. Amelia to prawdziwa przyjaciółka. Dobro innych liczy się bardziej, niż jej własne. Jestem ciekawa jej "śledztwa", bo widzę, że jest bliska celu, tylko co odkryje?
Ja osobiście uwielbiam Radara i bardzo proszę w kolejnym rozdziale o niego;)
śledztwo jest tu kluczowym motywem, a do końca jeszcze bardzo daleko :P
UsuńNie wiem, dlaczego tak bardzo podoba wam się ten Radar?!! "D
przyznała się że coś czuje do Radara, hah ;D
OdpowiedzUsuńjestem tez ciekawa co było z Wiktorem, dlaczego tak trzymasz niepewności? Rozdział wspaniały, tylko krótki. czekam już na nn;)
serio przyznała się, co czuje do Radara?
UsuńKrótki? to jeden z takich dłuższych jak na mnie :P
chodzi mi o to, ż eo nim my myśli ;d
Usuńnie mówiłaś, że masz nowy szablon ;P piękny ;)
Usuńnadal masz weryfikacje obrazkową? a fuj ;D
serio? mam weryfikację obrazkową? Nawet nie wiedziałam :P
UsuńNo i moje wypociny już są :)
OdpowiedzUsuńhttp://wiolavondy.wordpress.com/2012/10/03/xxiv-bolesna-prawda/
U mnie będzie rozdział w tyg i na pewno Cię powiadomię:) Byłam na uczelni i nie miałam czasu pisać, ale już nadrabiam;)
OdpowiedzUsuńPs; fajna grafika:)
Rozdział już jest;)
OdpowiedzUsuńhttp://wiolavondy.wordpress.com/2012/10/31/xxv-ostatni-strzal/