niedziela, 22 lipca 2012

VII Wielkie znaczenie niewielkich rzeczy

Udaję radość, której we mnie nie ma, ukrywam smutek, żeby nie martwić tych, którzy mnie kochają i troszczą się o mnie. Niedawno myślałam o samobójstwie. Nocą, przed zaśnięciem, odbywam ze sobą długie rozmowy, staram się odegnać złe myśli, bo byłaby to niewdzięczność wobec wszystkich, ucieczka, jeszcze jedna tragedia na tym i tak już pełnym nieszczęść świecie.
Paulo Coelho — Czarownica z Portobello

Siedziała przy komputerze chyba od godziny. Zupełnie bezczynnie. Patrzyła tempo w monitor. Z chwili na chwilę małe okienka i  włączony  komunikator z motywem roślinnym w tle zamieniły się na wygaszasz ekranu.
Nikt nie zwracał na nią uwagi – reszta rodziny zajmowała się sobą. Amelia nie miała ochoty ani siły sprawdzić co robią. Czuła się cholernie samotna. Nie tylko w teraz, w ogóle. Z dnia na dzień coraz bardziej wydawało jej się, że życie nie ma sensu. Wyobrażała sobie, jakby było, gdyby wychodząc na ulicę potrąciłby ją samochód, a ona byłaby ciężko ranna.
-„Nikt by się mną nie przejął, wszyscy mieliby odrobinę lżej” – przekonywała siebie w myślach. Nie dopuszczała do siebie najmniejszej wzmianki o tym, jak bardzo nie chciała, żeby tak się stało; chciała, żeby się o nią martwili.
            Często myślała o swoim wypadku, kiedy niczego jej się już nie chciało, a miała jeszcze dużo na głowie; albo była okropnie zdołowana. Wypadek, na nic więcej nie starzyło jej odwagi. Tylko, że dzisiaj było inaczej, chciała drastycznej śmierci. Chciała czegoś, co uważała za złe, tylko dlaczego? Chciała wypalić papierosa (albo całą paczkę), upić się, zaćpać, przedawkować leki, użyć żyletki lub sznura. Brakowało jej tylko odwagi. Ciągle biła się z myślami - „Cierpienie wymaga więcej odwagi niż śmierć”.
Najgorsze jednak było to, że właściwie nie znała przyczyny takiego stanu rzeczy. Nie chciała dalej żyć – fakt. Nie chciała cierpieć – to też fakt. Ale dlaczego? Z jakiego powodu cierpiała? Tego już nie potrafiła sobie powiedzieć.
Sygnał wiadomości. Amelia apatycznie ruszyła myszką. W prawym, dolnym rogu monitora pokazał się komunikat o nowej widomości. Od Wiktora. Tylko od Wiktora…
„Było coś zadane na jutro?”
Czarna rozpacz ogarniała ją coraz bardziej, nikt nie zapyta o nią.
-„Wszyscy tylko chcą czegoś ode mnie dla siebie. Tak naprawdę nikt się nie interesuje, co ze mną.” – pomyślała i oczy jej zwilgotniały. W takim stanie psychicznym wystarczyła jej drobnostka do załamania.  Ale nikt nie mógł się o tym dowiedzieć.

Bywa, że w sercu łamie się życie, a usta ciągle się śmieją.

Tak dobrze udawała normalną. Tak dobrze udawała beztroską szczęśliwa dziewczynę.
„no, z matmy i biologii :D”
            Przez chwilę zajęła myśli na odpowiadaniu i pisaniu z kolegą. Zwiększył się jej minimalnie kontakt ze światem, ale wciąż czuła przerażającą pustkę. Już chciała się pożegnać, ale pojawił się sygnał nowego nadawcy. Marcin. Mimowolnie uśmiech wstąpił na jej wargi.
            Przez pierwsze „elo”, „co słychać?”, „co porabiasz?” zastanawiała kto jest bardziej zdesperowany – ona czy on. Ona cieszy się, że ktokolwiek zapytała o jej samopoczucie i mimo, że skłamała, a pytanie było raczej grzecznościowe czuła się nieco mniej samotna i zdruzgotana. Wystarczy kilka wiadomości, żeby poprawił się jej humor… Czy może on? Pisze z jedną z najbrzydszych dziewczyn, jakie zna.

            „Czasami chciałabym żyć w innych czasach”
 – napisała po pewnym czasie, kiedy rozmowa się już rozkręciła. Nie wiedziała dlaczego, ale ufała mu; miała wrażenie, że może mu powiedzieć wszystko. Dopiero zaczynali się poznawać, a ludzie są bardziej otwarci w stosunku do nieznajomych niż do przyjaciół, których znają całe życie.
„Dlaczego?”
„Chciałabym żyć w czasach, w których mogłabym coś zmienić, albo dokonać czegoś  ważnego – w PRL – u, podczas II wojny światowej…”
„Też mówiłem coś takiego Wiktorowi, kiedy byliśmy w Warszawie pod pomnikiem powstańców”
„Właśnie. Chciałabym pomagać ludziom, dawać innym szczęście, dowieść swojej odwagi… Stracić życie z jakiegoś ważnego powodu; poczuć, że jestem cząstką czegoś większego”
            Sama nie wierzyła w to, że właśnie uzewnętrzniła się przed Marcinem. Wcześniej nie myślała o tym, żeby komukolwiek powierzyć swoje najskrytsze myśli i pragnienia. Za bardzo się bała. I patrząc na rysik poruszający się na ekranie, z każdą sekundą zaczynała bardziej żałować swoich zwierzeń. W ciągu pół minuty przeżyła istną burzę uczuć, a rozum wciąż podpowiadał, że uzna ją za kretynkę.
            …poczuć, że jestem coś warta…
„Chyba żartujesz! Na razie chyba nie ma co myśleć o oddawaniu życia, ale pamiętasz jak mówiłaś, że po twojej śmierci oddasz organy do przeszczepu:)? Jesteś w czołówce działaczy na rzecz innych ludzi: wolontariat, organizowanie dzieciom wakacji i ferii, te wszystkie wasze akcje. Przedstawienie dla dzieci z Domu Dziecka…  Jak kogoś potrzeba do czarnej roboty zawsze zgłaszasz się pierwsza, jak cię ktoś o coś poprosi zawsze pomożesz, zawsze wszystko wybaczasz. Jesteś jak Matka Teresa. Nie jesteś odważna? A te twoje wypady do zbierania materiałów do artykułów po parku z jakimiś podejrzanymi kolesiami?”
„To przecież nic takiego, lubię to wszystko robić”
„Ludzie zmieniający świat to właśnie takie osoby jak ty”
„Skąd wiesz, że szukam materiałów do artykułu?”
            Ryzykowna gra, ale połknęła haczyk. Teraz ma szansę, musi to tylko dobrze rozegrać.
„Mówiłaś przecież, że masz coś na oku. Widziałaś jakieś podejrzane bójki…”
„Serio? Chociaż możliwe, czasami mówię coś bez zastanowienia, a potem o tym zapominam”
„I co z tym dalej?”
„Na razie nic. Szukam porządnego portalu, a potem zacznę publikować artykuły w necie. Jeden mam napisany. A do reszty zbieram materiały.”
            Marcin dziwił się, jak łatwo mu poszło. Kilka komplementów i szybko osiąga to, co sobie zamierzył.
„mogę go przeczytać?”
„nie wiem, nie wiem… :D  a kto będzie go czytał, jak go opublikuję?”
„no weź… proszę”
            Wysłała. Każdy dostał to, czego chciał. Amelia otrzymała jeden z największych skarbów – nadzieję. Dowiedziała się, że ludzie oceniali ją dużo pozytywniej niż ona sama.


            Przełknęła ślinę, a do oczu mimowolnie napłynęły łzy. Głośno wypuściła powietrze – mając nadzieję, że opuści ją dzięki temu choć trochę żalu. Blondynka wpatrywała się w szkolny monitor, żałując, że po raz kolejny okazała się taka słaba. Przecież sobie obiecała, że nie  wejdzie na jego profil; że nie zainteresuje się jego życiem.
            Tymczasem widząc kwejka na stronie głównej facebook’a, z nudów w niego kliknęła. „Kocham, kiedy mnie przytulasz” – brzmiał napis na czarnym tle. Pchnięta nutką ciekawości spojrzała kto, do kogo to wysłał. I zaniemówiła. Najpierw pomyślała, że szybko się otrząsnął, a potem… „przecież nie miał po czym…”
            Może gdyby nie ta nieznośnie nudna lekcja informatyki, może gdyby nie usiadła między dziwnymi bliźniaczkami, które już mocno wszystkich irytowały? Ale wypadki potoczyły się szybko. Kliknęła w jego nazwisko i zobaczyła te wszystkie posty i aktywności związane z tą lafiryndą. Nie cierpiała jej już wcześniej, ten incydent sprawił, że niemalże jej nienawidziła.
Bolało. Bolało jak cholera.
            Dzwonek. Wściekła na siebie, na nią i na niego, na wszystkich wyparowała z klasy jak burza. Niestety zderzyła się z szczupłą blondynką, której wypadły z rąk jakieś książki.
            -Sorry – rzuciła szybko i zamierzała odejść.
-Sorry? Tylko tyle? – oburzyła się dziewczyna – może podniesiesz moje podręczniki? Hmm? – Od tego pretensjonalnego głosiku Amelię krew zalała. Ta przeklęta Jagódka też mówiła takim tonem!
-Słucham? Przeprosiłam! Poza tym to nie tylko moja wina! Masz rączki?! To sobie podnieś! – Amelia poczuła potrzebę rozładowania się. Dawno nie była tak wściekła, rozkręcała się z minuty na minutę. W głowie szykowała sobie bardziej obraźliwe zniewagi i argumenty.
-To ty… - Barbie przysunęła się bliżej Amelii.
            -Dziewczyny! Uspokójcie się – obok nich zmaterializował się brunet – Kinga, - zwrócił się do „poszkodowanej” podnosząc jej książkę – przecież ty się tak bardzo śpieszyłaś! Miałaś iść porozmawiać z panią profesor.
            Kinga popatrzyła w śmiejące się oczy chłopka. Nie były skierowane w jej stronę tylko tej pierwszoklasistki. Poczuła zazdrość, pierwszy raz od dawna była zazdrosna o inną dziewczynę. Myślała, że on za nią szaleje, była pewna jego uczuć. A teraz tak bardzo się zawiodła… głównie na sobie.
-Tak… do zobaczenia później, Radar. – na koniec tylko owionęła zimnym spojrzeniem Amelię.
            -Może dziękuję? – Brunet beztrosko zaśmiał się, kiedy chciała odejść.
-Nie – odpowiedziała hardo – myślisz, że bym sobie nie poradziła? – Zaśmiał się z jej odpowiedzi.
-Twarda jesteś, złośnico. Ale tylko wydaje ci się, że byś sobie poradziła, chyba nie jesteś z tych, którzy umieją się odgryźć. – Szelmowski uśmiech go ozdobił, było mu z nim do twarzy – Jeśli chcesz się jakoś odwdzięczyć za mój heroiczny gest nie ma sprawy. Mam na imię Tomek, ale wszyscy mówią mi Radar. – Wyciągnął rękę, ale nie odwzajemniła gestu.
-A ja jestem Nie-zainteresowana. Zdążyłeś mnie już obrazić trzy razy, nie wiem czy jesteś zbyt ograniczony, żeby o tym wiedzieć, czy  zwyczajnie myślisz, że dzięki temu będziesz miał większe jaja. – Chciał coś powiedzieć, ale uciszyła go ruchem dłoni -  Podpowiem ci coś: każde twoje słowo musiałoby być wyzwiskiem, żeby coś się tam pojawiło,  ale niestety organy nie rosną w ten sposób. – I po prostu odeszła.
-To nie koniec, ZŁOŚNICO! – krzyknął za nią.

[...] nie znamy znaczenia rzeczy, zanim sami tego nie zobaczymy.
[...] Po prostu tego nie wiemy.
Anne Rice

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz