Udaję radość, której we mnie nie ma, ukrywam smutek,
żeby nie martwić tych, którzy mnie kochają i troszczą się o mnie. Niedawno
myślałam o samobójstwie. Nocą, przed zaśnięciem, odbywam ze sobą długie
rozmowy, staram się odegnać złe myśli, bo byłaby to niewdzięczność wobec
wszystkich, ucieczka, jeszcze jedna tragedia na tym i tak już pełnym nieszczęść
świecie.
Paulo Coelho — Czarownica z Portobello
Siedziała
przy komputerze chyba od godziny. Zupełnie bezczynnie. Patrzyła tempo w
monitor. Z chwili na chwilę małe okienka i
włączony komunikator z motywem
roślinnym w tle zamieniły się na wygaszasz ekranu.
Nikt nie zwracał na nią uwagi – reszta
rodziny zajmowała się sobą. Amelia nie miała ochoty ani siły sprawdzić co
robią. Czuła się cholernie samotna. Nie tylko w teraz, w ogóle. Z dnia na dzień
coraz bardziej wydawało jej się, że życie nie ma sensu. Wyobrażała sobie, jakby
było, gdyby wychodząc na ulicę potrąciłby ją samochód, a ona byłaby ciężko
ranna.
-„Nikt by się mną nie przejął, wszyscy mieliby odrobinę lżej” –
przekonywała siebie w myślach. Nie dopuszczała do siebie najmniejszej wzmianki
o tym, jak bardzo nie chciała, żeby tak się stało; chciała, żeby się o nią
martwili.
Często myślała o swoim
wypadku, kiedy niczego jej się już nie chciało, a miała jeszcze dużo na głowie;
albo była okropnie zdołowana. Wypadek, na nic więcej nie starzyło jej odwagi. Tylko,
że dzisiaj było inaczej, chciała drastycznej śmierci. Chciała czegoś, co
uważała za złe, tylko dlaczego? Chciała wypalić papierosa (albo całą paczkę),
upić się, zaćpać, przedawkować leki, użyć żyletki lub sznura. Brakowało jej
tylko odwagi. Ciągle biła się z myślami - „Cierpienie wymaga więcej odwagi niż
śmierć”.
Najgorsze jednak było to, że właściwie nie
znała przyczyny takiego stanu rzeczy. Nie chciała dalej żyć – fakt. Nie chciała
cierpieć – to też fakt. Ale dlaczego? Z jakiego powodu cierpiała? Tego już nie
potrafiła sobie powiedzieć.
Sygnał wiadomości. Amelia apatycznie ruszyła
myszką. W prawym, dolnym rogu monitora pokazał się komunikat o nowej widomości.
Od Wiktora. Tylko od Wiktora…
„Było coś zadane na jutro?”
Czarna rozpacz ogarniała ją coraz bardziej, nikt nie zapyta o nią.
-„Wszyscy tylko chcą czegoś ode mnie dla siebie. Tak naprawdę nikt się
nie interesuje, co ze mną.” – pomyślała i oczy jej zwilgotniały. W takim stanie
psychicznym wystarczyła jej drobnostka do załamania. Ale nikt nie mógł się o tym dowiedzieć.
Bywa, że w sercu łamie się życie, a usta
ciągle się śmieją.
Tak dobrze udawała normalną. Tak dobrze
udawała beztroską szczęśliwa dziewczynę.
„no, z matmy i biologii :D”
Przez chwilę zajęła
myśli na odpowiadaniu i pisaniu z kolegą. Zwiększył się jej minimalnie kontakt
ze światem, ale wciąż czuła przerażającą pustkę. Już chciała się pożegnać, ale
pojawił się sygnał nowego nadawcy. Marcin. Mimowolnie uśmiech wstąpił na jej
wargi.
Przez pierwsze „elo”,
„co słychać?”, „co porabiasz?” zastanawiała kto jest bardziej zdesperowany –
ona czy on. Ona cieszy się, że ktokolwiek zapytała o jej samopoczucie i mimo,
że skłamała, a pytanie było raczej grzecznościowe czuła się nieco mniej samotna
i zdruzgotana. Wystarczy kilka wiadomości, żeby poprawił się jej humor… Czy
może on? Pisze z jedną z najbrzydszych dziewczyn, jakie zna.
„Czasami chciałabym
żyć w innych czasach”
– napisała po pewnym czasie,
kiedy rozmowa się już rozkręciła. Nie wiedziała dlaczego, ale ufała mu; miała
wrażenie, że może mu powiedzieć wszystko. Dopiero zaczynali się poznawać, a
ludzie są bardziej otwarci w stosunku do nieznajomych niż do przyjaciół,
których znają całe życie.
„Dlaczego?”
„Chciałabym żyć w czasach, w których mogłabym coś zmienić, albo dokonać
czegoś ważnego – w PRL – u, podczas II
wojny światowej…”
„Też mówiłem coś takiego Wiktorowi, kiedy byliśmy w Warszawie pod pomnikiem
powstańców”
„Właśnie. Chciałabym pomagać ludziom, dawać innym szczęście, dowieść swojej
odwagi… Stracić życie z jakiegoś ważnego powodu; poczuć, że jestem cząstką
czegoś większego”
Sama nie wierzyła w
to, że właśnie uzewnętrzniła się przed Marcinem. Wcześniej nie myślała o tym,
żeby komukolwiek powierzyć swoje najskrytsze myśli i pragnienia. Za bardzo się
bała. I patrząc na rysik poruszający się na ekranie, z każdą sekundą zaczynała
bardziej żałować swoich zwierzeń. W ciągu pół minuty przeżyła istną burzę
uczuć, a rozum wciąż podpowiadał, że uzna ją za kretynkę.
…poczuć, że jestem
coś warta…
„Chyba żartujesz! Na razie chyba nie ma co myśleć o oddawaniu życia,
ale pamiętasz jak mówiłaś, że po twojej śmierci oddasz organy do przeszczepu:)?
Jesteś w czołówce działaczy na rzecz innych ludzi: wolontariat, organizowanie
dzieciom wakacji i ferii, te wszystkie wasze akcje. Przedstawienie dla dzieci z
Domu Dziecka… Jak kogoś potrzeba do
czarnej roboty zawsze zgłaszasz się pierwsza, jak cię ktoś o coś poprosi zawsze
pomożesz, zawsze wszystko wybaczasz. Jesteś jak Matka Teresa. Nie jesteś
odważna? A te twoje wypady do zbierania materiałów do artykułów po parku z
jakimiś podejrzanymi kolesiami?”
„To przecież nic takiego, lubię to wszystko robić”
„Ludzie zmieniający świat to właśnie takie osoby jak ty”
„Skąd wiesz, że szukam materiałów do artykułu?”
Ryzykowna gra, ale
połknęła haczyk. Teraz ma szansę, musi to tylko dobrze rozegrać.
„Mówiłaś przecież, że masz coś na oku. Widziałaś jakieś podejrzane
bójki…”
„Serio? Chociaż możliwe, czasami mówię coś bez zastanowienia, a potem o
tym zapominam”
„I co z tym dalej?”
„Na razie nic. Szukam porządnego portalu, a potem zacznę publikować
artykuły w necie. Jeden mam napisany. A do reszty zbieram materiały.”
Marcin dziwił się, jak
łatwo mu poszło. Kilka komplementów i szybko osiąga to, co sobie zamierzył.
„mogę go przeczytać?”
„nie wiem, nie wiem… :D a kto
będzie go czytał, jak go opublikuję?”
„no weź… proszę”
Wysłała. Każdy dostał
to, czego chciał. Amelia otrzymała jeden z największych skarbów – nadzieję.
Dowiedziała się, że ludzie oceniali ją dużo pozytywniej niż ona sama.
Przełknęła
ślinę, a do oczu mimowolnie napłynęły łzy. Głośno wypuściła powietrze – mając nadzieję,
że opuści ją dzięki temu choć trochę żalu. Blondynka wpatrywała się w szkolny
monitor, żałując, że po raz kolejny okazała się taka słaba. Przecież sobie
obiecała, że nie wejdzie na jego profil;
że nie zainteresuje się jego życiem.
Tymczasem
widząc kwejka na stronie głównej facebook’a, z nudów w niego kliknęła. „Kocham,
kiedy mnie przytulasz” – brzmiał napis na czarnym tle. Pchnięta nutką
ciekawości spojrzała kto, do kogo to wysłał. I zaniemówiła. Najpierw pomyślała,
że szybko się otrząsnął, a potem… „przecież nie miał po czym…”
Może
gdyby nie ta nieznośnie nudna lekcja informatyki, może gdyby nie usiadła między
dziwnymi bliźniaczkami, które już mocno wszystkich irytowały? Ale wypadki
potoczyły się szybko. Kliknęła w jego nazwisko i zobaczyła te wszystkie posty i
aktywności związane z tą lafiryndą. Nie cierpiała jej już wcześniej, ten
incydent sprawił, że niemalże jej nienawidziła.
Bolało. Bolało
jak cholera.
Dzwonek.
Wściekła na siebie, na nią i na niego, na wszystkich wyparowała z klasy jak
burza. Niestety zderzyła się z szczupłą blondynką, której wypadły z rąk jakieś
książki.
-Sorry
– rzuciła szybko i zamierzała odejść.
-Sorry? Tylko tyle? – oburzyła
się dziewczyna – może podniesiesz moje podręczniki? Hmm? – Od tego
pretensjonalnego głosiku Amelię krew zalała. Ta przeklęta Jagódka też mówiła
takim tonem!
-Słucham? Przeprosiłam! Poza tym
to nie tylko moja wina! Masz rączki?! To sobie podnieś! – Amelia poczuła
potrzebę rozładowania się. Dawno nie była tak wściekła, rozkręcała się z minuty
na minutę. W głowie szykowała sobie bardziej obraźliwe zniewagi i argumenty.
-To ty… - Barbie przysunęła się
bliżej Amelii.
-Dziewczyny!
Uspokójcie się – obok nich zmaterializował się brunet – Kinga, - zwrócił się do
„poszkodowanej” podnosząc jej książkę – przecież ty się tak bardzo śpieszyłaś!
Miałaś iść porozmawiać z panią profesor.
Kinga
popatrzyła w śmiejące się oczy chłopka. Nie były skierowane w jej stronę tylko
tej pierwszoklasistki. Poczuła zazdrość, pierwszy raz od dawna była zazdrosna o
inną dziewczynę. Myślała, że on za nią szaleje, była pewna jego uczuć. A teraz
tak bardzo się zawiodła… głównie na sobie.
-Tak… do zobaczenia później,
Radar. – na koniec tylko owionęła zimnym spojrzeniem Amelię.
-Może
dziękuję? – Brunet beztrosko zaśmiał się, kiedy chciała odejść.
-Nie – odpowiedziała hardo –
myślisz, że bym sobie nie poradziła? – Zaśmiał się z jej odpowiedzi.
-Twarda
jesteś, złośnico. Ale tylko wydaje ci się, że byś sobie poradziła, chyba nie
jesteś z tych, którzy umieją się odgryźć. – Szelmowski uśmiech go ozdobił, było
mu z nim do twarzy – Jeśli chcesz się jakoś odwdzięczyć za mój heroiczny gest
nie ma sprawy. Mam na imię Tomek, ale wszyscy mówią mi Radar. – Wyciągnął rękę,
ale nie odwzajemniła gestu.
-A ja jestem
Nie-zainteresowana. Zdążyłeś mnie już obrazić trzy razy, nie wiem czy jesteś
zbyt ograniczony, żeby o tym wiedzieć, czy
zwyczajnie myślisz, że dzięki temu będziesz miał większe jaja. – Chciał coś
powiedzieć, ale uciszyła go ruchem dłoni - Podpowiem ci coś: każde twoje słowo musiałoby
być wyzwiskiem, żeby coś się tam pojawiło,
ale niestety organy nie rosną w ten sposób. – I po prostu odeszła.
-To nie koniec, ZŁOŚNICO! –
krzyknął za nią.
[...] nie znamy znaczenia rzeczy,
zanim sami tego nie zobaczymy.
[...] Po prostu tego nie wiemy.
Anne Rice
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz