-Dobrze mamo, pamiętam – uśmiechnęła się. – Mam się dobrze uczyć, nie
pyskować, rozsądnie wydawać pieniądze, sprzątać często, żebym nie
utonęła w brudzie i za bardzo nie szaleć – powiedziała na jednym
wydechu. – Do tego muszę jeszcze zadzwonić, jak się zakwateruję.
Stali na bardzo obskurnym dworcu PKS. O dziury w chodniku można by
złamać nogę. Brzydka zielona farba odklejała się od ścian filarów z
żółtymi numerami. Daszek pod którym stali w deszczowe dni przeciekał,
ale pasażerowie cieszyli się, że w ogóle jest. Mogli usiąść na mocno
zniszczonych, granatowych ławkach, zupełnie nie pasujących do niczego. Zrezygnowali, że względu na to, że były połowicznie zajęte. Woleli stać. W powietrzu
czuć było intensywny zapach frytek smażonych na starym oleju.
-Właśnie. – Na twarzy kobiety pojawiła się zmarszczka.
Zastanawiała się, jak sobie poradzi jej jedyna córka. Sama chciała
odwieść ją do Łodzi, ale blondynka jej to wyperswadowała. Popatrzyła na
nią rozmawiającą z tatą. Byli do siebie tacy podobni! Te same oczy,
włosy, uszy, nos… Ale charakter miała wymieszany. Co jeśli będzie tak
samo słaba i naiwna jak ona? Szybko odpędziła od siebie te myśli.
Szesnastolatka być może popełniła wiele błędów, ale zawsze potrafiła z
nich wybrnąć, a jeśli sobie nie poradziła ponosiła konsekwencje swoich
złych wyborów. Dowiodła, że (mimo wszystko) można jej zaufać.
Tadeusz, jak zwykle powściągliwy i praktyczny, po raz dziesiąty
sprawdzał czy córka na pewno wszystko ma: dokumenty, pieniądze,
podręczniki… Martwił się o zupełnie inne aspekty wyjazdu Amelii.
Wyobrażał sobie kradzieże, pobicia i gwałty – co było raczej cechą
rodzinną. Jego siostra też miała hopla na punkcie drastycznych wydarzeń,
które mogą spotkać jednego człowieka na milion. Ale on przynajmniej nie
zdradzał swoich obaw pozostałym członkom rodziny.
I jeszcze
Dawid. Młodszy o rok brat dziewczyny. Ona i on byli zewnętrznie
całkowitymi przeciwieństwami – chłopak wyglądał jak Renata, ich mama,
ona była odzwierciedlaniem taty. Podczas gdy ona była blondynką o jasnej
cerze i niebieskich oczach oraz dużym nosie; on był ciemnoskórym
(dzięki letniemu słońcu) szatynem o brązowych źrenicach i miał
kartoflany nos.
Upodobania mieli również zupełnie odwrotne. On
mógłby całymi dniami siedzieć na rybach, albo gotować. Często grywał na
komputerze, albo konsoli, ale wymiękał w stosunku do siostry ( – to ona
zawsze przechodziła wszystkie gry, najczęściej RPG). Nigdy się niczym
nie przejmował. Zawsze wyciągał od kogoś forsę i kupował sobie nowe
gadżety. Używał ich też bardzo krótko - bo miał słomiany zapał, albo coś psuł. A jego miłością był jego przyjaciel Michał (razem byli jak
rodzeństwo) i czerwony Simson. Największą wadą było kłamstwo, bardzo
lubił koloryzować, albo zupełnie mijać się z prawdą. Na co siostra
bardzo rzadko sobie pozwalała.
Ona zaliczała się do romantyczek
zakochanych we wszystkich książkach. Była największą fanką „Gwiezdnych
wojen” i Johnnego Deppa i filmów w ogóle. Chociaż się do tego nie
przyznawała lubiła czytać i oglądać romansidła, kochała czuć tę iskierkę
podniecenia miłosnego, czuć mocny skurcz serca, czuć łzy wzruszenia pod
powiekami… Amelia miała bardzo skomplikowany charakter. I mimo swego
wiecznego gadulstwa była bardzo tajemnicza.
W każdym razie Dawid
ciągle denerwował blondynkę, że w końcu będzie miał jej pokój dla
siebie, a jak tylko odjedzie autobus, on uczci to ulubioną czekoladą
dziewczyny. W głębi serca jednak oboje czuli, że będzie im siebie
brakować.
Cała rodzina wyściskała już szesnastolatkę
poprzedniego dnia i życzyła szczęścia, mimo że wraca już za dwa dni na
weekend. Wszyscy wujkowie, ciotki, znajomi. Tylko z babcią poszła się
pożegnać dzisiaj, tuż przed wyjściem z domu, tak jak robiła to zawsze.
Pierwotnie miał z nią jechać autobusem Michał, który dziwnym
przypadkiem mieszka w Łodzi i akurat zdążyłby do szkoły. Ale rodzice
przyjechali po niego w niedzielę i stwierdzili, że nie będzie się tułał
żadnymi autobusami, bo się zgubi. Oboje pracują w komunikacji miejskiej.
Amelka dostała zaproszenie, by jechać z nimi, ale zrezygnowała. Nie
widziała sensu w siedzeniu w pustej bursie przez całe trzy dni.
Dziewczyna była podekscytowana, ale też się trochę bała. Nic dziwnego.
Wyjeżdżała do stolicy województwa, gdzie miała mieszkać sama, bez żadnych starych znajomych. Musiała być za siebie odpowiedzialna... a mogło jej się tyle przytrafić! Mogła się zgubić, zgubić coś swojego... albo cokolwiek Rzadko jeździła do tak
dużych miast, a jeśli już to w otoczeniu rodziców lub przyjaciół. Jej
strach wynikał z obawy przed znalezieniem nowych znajomych. Przecież
była poniekąd zamknięta w sobie. Zawsze jednak odpędzała tę myśl.
„Teraz wszystko się zmieni” – mówiła sobie. I tak też miało być.
Stwierdziła, że przecież nikt nie zna jej z poprzednich lat; nikt nie
wie, jaka była; jak się zachowywała a zwłaszcza, jak wyglądała… Mogła
stworzyć zupełnie nowy image.
Po chwili zastanowienia uświadomiła
sobie, że przecież zawsze była lubiana za swój charakter… no może nie
zawsze, ale teraz się zmieniła i pamiętała, że w ostatniej klasie
wszyscy szukali właśnie jej towarzystwa i najlepszej przyjaciółki
blondynki – Wiolety. A może to właśnie ze względu na nią? Może to ona
była ta fajna? I z przykrością musiała sobie zdać sprawę, z tego, że
właśnie tak było.
Tak, to ona była ta ładniejsza, miała więcej
znajomych, lepiej się ubierała i była wredniejsza – w każdym razie
wszyscy ją lubili… i on też. W mgnieniu oka odrzuciła tę myśl. Ale ta
jakby natrętna mucha wracała przez cały czas. Podczas przekomarzania się
z Dawidem, uśmiechów do taty i przytulania mamy.
To przecież
ona sprawiła, że gdy przyszły z wiejskiej podstawówki do
małomiasteczkowego gimnazjum znaleźli nowych znajomych. Pamiętała, jak
niektóre dziewczyny śmiały się z jej pryszczy na twarzy i ogólnie…
całego wyglądu. Później były jej najlepszymi kumpelkami (jak prawie
wszyscy), ale musiała do tego dojść ciężką pracą. Amelii nigdy nic nie
przychodziło łatwo.
A teraz? Teraz tez przecież są najlepszymi
przyjaciółkami. Od dzieciństwa były nierozłączne. No może z wyjątkiem
burzliwej trzeciej czy czwartej klasy… często obrażały się na siebie
prowokowanie przez głupie starsze koleżanki i znajomych z klasy.
Wtedy chyba jednak było inaczej – zastanowiła się. Ona została
przesadzona na koniec i tam znalazła inną koleżankę i Wioleta w
pierwszej ławce – również. Zabawne, teraz nie mają ochoty na choćby
patrzenie na przyjaciółki z ławki z podstawówki.
To była jej
kolejna obawa – co jeśli już nie będą tak blisko… Przez te ostatnie
cztery lata obraziła się na poważnie na Wioletę tylko raz – kiedy
zrobiła jej bardzo wredne świństwo. I tak nie potrafiła się na nią długo
gniewać. Gdyby tylko od razu przeprosiła nie byłoby sprawy.. ale obie
były uparte. A Amelia ma swoje pryncypialne zasady. Ich kłótnia nie
trwała dłużej niż dwadzieścia cztery godziny. Blondynka nie odzywała
się, szatynka również niewiele, ale siedziały na wszystkich lekcjach
razem. Potem miały zaplanowany wyjazd na lodowisko z nauczycielami wf-u.
Tutaj również Wioleta dosiadła się do przyjaciółki, ale nadal nie
odzywały się przez całą drogę do Łodzi. Koledzy siedzący przed nimi
stwierdzili, że zachowują się jak „stare małżeństwo”. Rozmawiały z nimi,
ale każda z osobna. Dopiero wysiadając z autobusu Wioletta ją przeprosiła. I zaraz zaczęły gadać jak
najęte. Jakby nie rozmawiały miesiąc, a nie jeden dzień.
Ze
smutkiem stwierdziła, że jednak te czasy już odeszły. Może się wypaliły,
ale już jakby nie spędzały ze sobą całych dni. Dawniej było inaczej…
zupełnie. Nawet teraz nie ma jej z nią. Powinna była żegnać się z
przyjaciółką na przystanku. Miła nadzieję, że teraz będą spędzać ze sobą
weekendy i przez cały czas rozmawiać, co u nich słychać.
Zaśmiała
się sztucznie z żartu brata. Wcale go nie słuchała. Bała się, tak
cholernie się bała! A jeśli coś spieprzę?, myślała. Stach opanował
większość jej odczuć. Ale chyba najbardziej odczuwała lęk przed
upokorzeniem. Nawet dziś obudziła się z krzykiem na ustach, bo miała
sen, że musiała wrócić. Że sobie nie poradziła. Że jest za słaba. Że
jeśli jej się nie uda, dowiedzą się o tym wszyscy.
-Autobus jedzie! – usłyszała jakby z oddali. Naraz wszyscy zaczęli coś do niej mówić, jakby wyjeżdżała na rok.
-Spokojnie, - zaśmiała się do rodziny. – Wrócę za dwa dni.
Kiedy pojazd zahamował tuż obok nich, Tadeusz pomógł schować duży
plecak górski Amelii do bagażnika. Następnie stanęła na palcach i
pocałowała go w policzek, uścisnęła mocno Renatę i uderzyła lekko z
pięści Dawida w przedramię. Stanęła na stopniu schodków, akurat była
ostatnim nowym pasażerem. Jeszcze raz się obróciła i pomachała
delikatnie do mamy.
Kupiła bilet. Trochę drogi. Kierowca nie
zamknął za nią drzwi., nieśpiesznie wyjął telefon i zadzwonił. Minęła
kilka par siedzeń i zajęła pozycję na pustym miejscu, za starszą panią.
Usiadła przy oknie od strony peronu. Położyła niedużą torebkę
przewieszaną przez ramię na kolanach. Ciągle się uśmiechała i pomachała
domownikom. Tego od niej wymagali.
Niespodziewane serce jej się
ścisnęło. Oblała ją fala niezidentyfikowanych uczuć. Stach ją obleciał.
Pragnęła wybiec z mikrobusu i schować się w ramionach mamy. Nigdzie nie
jechać. Zostać w domu. Nie wychylać głowy poza swój pokój. Nie iść nigdy
więcej do szkoły. Nie pokazywać się nikomu. Nigdy.
Ale nie
zrobiła tego. Nadal siedziała w poprzedniej pozycji. Poprawiła
delikatnie włosy i spuściła wzrok. Odkąd usiadła minęły niespełna dwie
minuty, a jej się wydało, że wieczność.
Autobus ruszył. Kiwnęła
na rodzinę udając, że patrzy właśnie na nich, że nic poza nimi nie widzi
Ale jej wzrok był gdzieś dalej, powstrzymywała łzy.
Kiedy tylko
wyjechali dalej, na ulicę pozwoliła sobie na jedną, samotną łzę. Szybko
otarła ją wierzchem dłoni.. Serce biło jak oszalałe. Przymknęła
powieki. Mimowolnie kąciki jej ust uniosły się minimalnie do góry. Dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, że wszystkie jej mięśnie były napięte.
Odtwarzała wszystko w myślach, jej umysł zapamiętał nawet najmniejszy
szczegół. Jaka jestem żałosna!, mówiła do siebie w umyśle, uspokój
się. Jeszce raz w głowie pokazał się ten obraz, bardzo dokładnie:
ciemny blondyn w czarnej koszulce przybiega na stację. Ciężko oddycha,
nie może złapać powietrza, ale rozgląda się dookoła. Jego wzrok mija
wszystkie punkty, które nie są warte jego uwagi, aż napotyka trójkę
znanych sobie z widzenia i opowieści ludzi wpatrzonych w brzydki
autobus. Wędruje oczami w kierunku ich obiektu obserwacji. Jakby nie
słyszał przekomarzań i wesołej rozmowy rodziny. Patrzy na nią.
Zapamiętuje każdy szczegół jej twarzy. Jest zmieszana. On wie, że unika
jego spojrzenia; widzi, że zarejestrowała jego obecność wcześniej niż on
dojrzał ją. Widzi, że wstydzi się go, że spuszcza wzrok. Spóźnił się.
Nie chciała interpretować wyrazu jego twarzy. Musiałaby wtedy przyznać,
że on cierpi, że tęskni. A dochodząc do tego wniosku, musiałaby
przyznać, że ona też to czuje. Ale nie mogła. Otworzyła szeroko oczy.
Była jakby wyrwana z transu. Obejrzała widok za oknem i nie mogła
przypomnieć sobie czy jest jeszcze daleko. Obrazy, które teraz widziała były
puste i bez znaczenia.
-Głupia – zbeształa się szeptem. Nie mogła sobie pozwalać na coś takiego. Przecież to był On. On jej To zrobił.
Miała szczerą nadzieję, że to tylko wyobraźnia spłatała jej wielkiego
figla, bo jest wystraszona i zmęczona. Chciała wierzyć w to, że to wszystko było tylko urojeniem, ale widziała chłopaka tak doskonale jak Dawida czy rodziców. Widziała jego nieśmiertelnik odbijający się od czarnego materiału koszulki, tak dobrze jak widziała teraz siwe włosy siedzącej przed nią kobiety.
Nurtowało ją tylko to, co On tam robił. Czyżby pragnął jej przebaczenia? Czy... czy to możliwe, że coś do niej czuł? Niewidzialna obręcz po raz kolejny zacisnęła się na jej sercu - szybko odrzuciła to przypuszczenie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz