piątek, 10 lutego 2012

I Nowy początek

    -Dobrze mamo, pamiętam – uśmiechnęła się. – Mam się dobrze uczyć, nie pyskować, rozsądnie wydawać pieniądze, sprzątać często, żebym nie utonęła w brudzie i za bardzo nie szaleć – powiedziała na jednym wydechu. – Do tego muszę jeszcze zadzwonić, jak się zakwateruję.
    Stali na bardzo obskurnym dworcu PKS. O dziury w chodniku można by złamać nogę. Brzydka zielona farba odklejała się od ścian filarów z żółtymi numerami. Daszek pod którym stali w deszczowe dni przeciekał, ale pasażerowie cieszyli się, że w ogóle jest. Mogli usiąść na mocno zniszczonych, granatowych ławkach, zupełnie nie pasujących do niczego. Zrezygnowali, że względu na to, że były  połowicznie zajęte. Woleli stać. W powietrzu czuć było intensywny zapach frytek smażonych na starym oleju.
    -Właśnie. – Na twarzy kobiety pojawiła się zmarszczka.
    Zastanawiała się, jak sobie poradzi jej jedyna córka. Sama chciała odwieść ją do Łodzi, ale blondynka jej to wyperswadowała. Popatrzyła na nią rozmawiającą z tatą. Byli do siebie tacy podobni! Te same oczy, włosy, uszy, nos… Ale charakter miała wymieszany. Co jeśli będzie tak samo słaba i naiwna jak ona? Szybko odpędziła od siebie te myśli. Szesnastolatka być może popełniła wiele błędów, ale zawsze potrafiła z nich wybrnąć, a jeśli sobie nie poradziła ponosiła konsekwencje swoich złych wyborów. Dowiodła, że (mimo wszystko) można jej zaufać.
    Tadeusz, jak zwykle powściągliwy i praktyczny, po raz dziesiąty sprawdzał czy córka na pewno wszystko ma: dokumenty, pieniądze, podręczniki…  Martwił się o zupełnie inne aspekty wyjazdu Amelii. Wyobrażał sobie kradzieże, pobicia i gwałty – co było raczej cechą rodzinną. Jego siostra też miała hopla na punkcie drastycznych wydarzeń, które mogą spotkać jednego człowieka na milion. Ale on przynajmniej nie zdradzał swoich obaw pozostałym członkom rodziny.
    I jeszcze Dawid. Młodszy o rok brat dziewczyny. Ona i on byli zewnętrznie całkowitymi przeciwieństwami – chłopak wyglądał jak Renata, ich mama, ona była odzwierciedlaniem taty. Podczas gdy ona była blondynką o jasnej cerze i niebieskich oczach oraz dużym nosie; on był ciemnoskórym (dzięki letniemu słońcu) szatynem o brązowych źrenicach i miał kartoflany nos.
    Upodobania mieli również zupełnie odwrotne. On mógłby całymi dniami siedzieć na rybach, albo gotować. Często grywał na komputerze, albo konsoli, ale wymiękał w stosunku do siostry ( – to ona zawsze przechodziła wszystkie gry, najczęściej RPG). Nigdy się niczym nie przejmował. Zawsze wyciągał od kogoś forsę i kupował sobie nowe gadżety. Używał ich też bardzo krótko - bo miał słomiany zapał, albo coś psuł. A jego miłością był jego przyjaciel Michał (razem byli jak rodzeństwo) i czerwony Simson. Największą wadą było kłamstwo, bardzo lubił koloryzować, albo zupełnie mijać się z prawdą. Na co siostra bardzo rzadko sobie pozwalała.
    Ona zaliczała się do romantyczek zakochanych we wszystkich książkach. Była największą fanką „Gwiezdnych wojen” i Johnnego Deppa i filmów w ogóle. Chociaż się do tego nie przyznawała lubiła czytać i oglądać romansidła, kochała czuć tę iskierkę podniecenia miłosnego, czuć mocny skurcz serca, czuć łzy wzruszenia pod powiekami… Amelia miała bardzo skomplikowany charakter. I mimo swego wiecznego gadulstwa była bardzo tajemnicza.
    W każdym razie Dawid ciągle denerwował blondynkę, że w końcu będzie miał jej pokój dla siebie, a jak tylko odjedzie autobus, on uczci to ulubioną czekoladą dziewczyny. W głębi serca jednak oboje czuli, że będzie im siebie brakować.
    Cała rodzina wyściskała już szesnastolatkę poprzedniego dnia i życzyła szczęścia, mimo że wraca już za dwa dni na weekend. Wszyscy wujkowie, ciotki, znajomi. Tylko z babcią poszła się pożegnać dzisiaj, tuż przed wyjściem z domu, tak jak robiła to zawsze.
    Pierwotnie miał z nią jechać autobusem Michał, który dziwnym przypadkiem mieszka w Łodzi i akurat zdążyłby do szkoły. Ale rodzice przyjechali po niego w niedzielę i stwierdzili, że nie będzie się tułał żadnymi autobusami, bo się zgubi. Oboje pracują w komunikacji miejskiej. Amelka dostała zaproszenie, by jechać z nimi, ale zrezygnowała. Nie widziała sensu w siedzeniu w pustej bursie przez całe trzy dni.
    Dziewczyna była podekscytowana, ale też się trochę bała. Nic dziwnego. Wyjeżdżała do stolicy województwa, gdzie miała mieszkać sama, bez żadnych starych znajomych. Musiała być za siebie odpowiedzialna... a mogło jej się tyle przytrafić! Mogła się zgubić, zgubić coś swojego... albo cokolwiek  Rzadko jeździła do tak dużych miast, a jeśli już to w otoczeniu rodziców lub przyjaciół. Jej strach wynikał z obawy przed znalezieniem nowych znajomych. Przecież była poniekąd zamknięta w sobie. Zawsze jednak odpędzała tę myśl. „Teraz wszystko się zmieni” – mówiła sobie. I tak też miało być.
    Stwierdziła, że przecież nikt nie zna jej z poprzednich lat; nikt nie wie, jaka była; jak się zachowywała a zwłaszcza, jak wyglądała… Mogła stworzyć zupełnie nowy image.
    Po chwili zastanowienia uświadomiła sobie, że przecież zawsze była lubiana za swój charakter… no może nie zawsze, ale teraz się zmieniła i pamiętała, że w ostatniej klasie wszyscy szukali właśnie jej towarzystwa i najlepszej przyjaciółki blondynki – Wiolety. A może to właśnie ze względu na nią? Może to ona była ta fajna? I z przykrością musiała sobie zdać sprawę, z tego, że właśnie tak było.
    Tak, to ona była ta ładniejsza, miała więcej znajomych, lepiej się ubierała i była wredniejsza – w każdym razie wszyscy ją lubili… i on też. W mgnieniu oka odrzuciła tę myśl. Ale ta jakby natrętna mucha wracała przez cały czas. Podczas przekomarzania się z Dawidem,  uśmiechów do taty i przytulania mamy.
    To przecież ona sprawiła, że gdy przyszły z wiejskiej podstawówki do małomiasteczkowego gimnazjum znaleźli nowych znajomych. Pamiętała, jak niektóre dziewczyny śmiały się z jej pryszczy na twarzy i ogólnie… całego wyglądu. Później były jej najlepszymi kumpelkami (jak prawie wszyscy), ale musiała do tego dojść ciężką pracą. Amelii nigdy nic nie przychodziło łatwo.
    A teraz? Teraz tez przecież są najlepszymi przyjaciółkami. Od dzieciństwa były nierozłączne. No może z wyjątkiem burzliwej trzeciej czy czwartej klasy… często obrażały się na siebie prowokowanie przez głupie starsze koleżanki i znajomych z klasy.
    Wtedy chyba jednak było inaczej – zastanowiła się. Ona została przesadzona na koniec i tam znalazła inną koleżankę i Wioleta w pierwszej ławce – również. Zabawne, teraz nie mają ochoty na choćby patrzenie na przyjaciółki z ławki z podstawówki.
    To była jej kolejna obawa – co jeśli już nie będą tak blisko… Przez te ostatnie cztery lata obraziła się na poważnie na Wioletę tylko raz – kiedy zrobiła jej bardzo wredne świństwo. I tak nie potrafiła się na nią długo gniewać. Gdyby tylko od razu przeprosiła nie byłoby sprawy.. ale obie były uparte. A Amelia ma swoje pryncypialne zasady. Ich kłótnia nie trwała dłużej niż dwadzieścia cztery godziny. Blondynka nie odzywała się, szatynka również niewiele, ale siedziały na wszystkich lekcjach razem. Potem miały zaplanowany wyjazd na lodowisko z nauczycielami wf-u. Tutaj również Wioleta dosiadła się do przyjaciółki, ale nadal nie odzywały się przez całą drogę do Łodzi. Koledzy siedzący przed nimi stwierdzili, że zachowują się jak „stare małżeństwo”. Rozmawiały z nimi, ale każda z osobna. Dopiero wysiadając z autobusu Wioletta ją przeprosiła. I zaraz zaczęły gadać jak najęte. Jakby nie rozmawiały miesiąc, a nie jeden dzień.
    Ze smutkiem stwierdziła, że jednak te czasy już odeszły. Może się wypaliły, ale już jakby nie spędzały ze sobą całych dni. Dawniej było inaczej… zupełnie. Nawet teraz nie ma jej z nią. Powinna była żegnać się z przyjaciółką na przystanku. Miła nadzieję, że teraz będą spędzać ze sobą weekendy i przez cały czas rozmawiać, co u nich słychać.
   Zaśmiała się sztucznie z żartu brata. Wcale go nie słuchała. Bała się, tak cholernie się bała! A jeśli coś spieprzę?, myślała. Stach opanował większość jej odczuć. Ale chyba najbardziej odczuwała lęk przed upokorzeniem. Nawet dziś obudziła się z krzykiem na ustach, bo miała sen, że musiała wrócić. Że sobie nie poradziła. Że jest za słaba. Że jeśli jej się nie uda, dowiedzą się o tym wszyscy.
    -Autobus jedzie! – usłyszała jakby z oddali. Naraz wszyscy zaczęli coś do niej mówić, jakby wyjeżdżała na rok.
    -Spokojnie, - zaśmiała się do rodziny. – Wrócę za dwa dni.
    Kiedy pojazd zahamował tuż obok nich, Tadeusz pomógł schować duży plecak górski Amelii do bagażnika. Następnie stanęła na palcach i pocałowała go w policzek, uścisnęła mocno Renatę i uderzyła lekko z pięści Dawida w przedramię. Stanęła na stopniu schodków, akurat była ostatnim nowym pasażerem. Jeszcze raz się obróciła i pomachała delikatnie do mamy.
    Kupiła bilet. Trochę drogi.  Kierowca nie zamknął za nią drzwi., nieśpiesznie wyjął telefon i zadzwonił. Minęła kilka par siedzeń i zajęła pozycję na pustym miejscu, za starszą panią. Usiadła przy oknie od strony peronu. Położyła niedużą torebkę przewieszaną przez ramię na kolanach. Ciągle się uśmiechała i pomachała domownikom. Tego od niej wymagali.
    Niespodziewane serce jej się ścisnęło. Oblała ją fala niezidentyfikowanych uczuć. Stach ją obleciał. Pragnęła wybiec z mikrobusu i schować się w ramionach mamy. Nigdzie nie jechać. Zostać w domu. Nie wychylać głowy poza swój pokój. Nie iść nigdy więcej do szkoły. Nie pokazywać się nikomu. Nigdy.
    Ale nie zrobiła tego. Nadal siedziała w poprzedniej pozycji. Poprawiła delikatnie włosy i spuściła wzrok. Odkąd usiadła minęły niespełna  dwie minuty, a jej się wydało, że wieczność.
    Autobus ruszył. Kiwnęła na rodzinę udając, że patrzy właśnie na nich, że nic poza nimi nie widzi Ale jej wzrok był gdzieś dalej, powstrzymywała łzy.
    Kiedy tylko wyjechali dalej, na ulicę pozwoliła sobie na jedną, samotną łzę. Szybko otarła ją wierzchem dłoni.. Serce biło jak oszalałe. Przymknęła powieki. Mimowolnie kąciki jej ust uniosły się minimalnie do góry. Dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, że wszystkie jej mięśnie były napięte.
    Odtwarzała wszystko w myślach, jej umysł zapamiętał nawet najmniejszy szczegół.  Jaka jestem żałosna!, mówiła do siebie w umyśle, uspokój się. Jeszce raz w głowie pokazał się ten obraz, bardzo dokładnie: ciemny blondyn w czarnej koszulce przybiega na stację. Ciężko oddycha, nie może złapać powietrza, ale rozgląda się dookoła. Jego wzrok mija wszystkie punkty, które nie są warte jego uwagi, aż napotyka trójkę znanych sobie z widzenia i opowieści ludzi wpatrzonych w brzydki autobus. Wędruje oczami w kierunku ich obiektu obserwacji. Jakby nie słyszał przekomarzań i wesołej rozmowy rodziny. Patrzy na nią. Zapamiętuje każdy szczegół jej twarzy. Jest zmieszana. On wie, że unika jego spojrzenia; widzi, że zarejestrowała jego obecność wcześniej niż on dojrzał ją. Widzi, że wstydzi się go, że spuszcza wzrok. Spóźnił się.
    Nie chciała interpretować wyrazu jego twarzy. Musiałaby wtedy przyznać, że on cierpi, że tęskni. A dochodząc do tego wniosku, musiałaby przyznać, że ona też to czuje. Ale nie mogła. Otworzyła szeroko oczy. Była jakby wyrwana z transu. Obejrzała widok za oknem i nie mogła przypomnieć sobie czy jest jeszcze daleko. Obrazy, które teraz widziała były puste i bez znaczenia.
    -Głupia – zbeształa się szeptem. Nie mogła sobie pozwalać na coś takiego. Przecież to był On. On jej To zrobił.
    Miała szczerą nadzieję, że to tylko wyobraźnia spłatała jej wielkiego figla, bo jest wystraszona i zmęczona. Chciała wierzyć w to, że to wszystko było tylko urojeniem, ale widziała chłopaka tak doskonale jak Dawida czy rodziców. Widziała jego nieśmiertelnik odbijający się od czarnego materiału koszulki, tak dobrze jak  widziała teraz siwe włosy siedzącej przed nią kobiety.
    Nurtowało ją tylko to, co On tam robił. Czyżby pragnął jej przebaczenia? Czy... czy to  możliwe, że coś do niej czuł? Niewidzialna obręcz po raz kolejny zacisnęła się na jej sercu - szybko odrzuciła to przypuszczenie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz