-Beznadziejny film –
upiła łyk dużej coli, o której całkowicie zapomniała podczas seansu – niezłe
dialogi, ale fabuła do kitu.
-Do kitu?! Chyba
zwariowałaś! Super!
-Super? Chłopak
wykorzystuje dziewczynę, a ona naiwnie mu wierzy. Kłócą się, kiedy odkrywa
prawdę, a na koniec ona mu wybacza. Co za kit. Było już chyba z milion takich
filmów. Stracona kasa.
-Nie. To romantyczne! –
Ania zachwycona obróciła się o sto osiemdziesiąt stopni – on się zmienił pod
jej wpływem; uświadomił sobie, że ją kocha!
Wyraz twarzy Piotrowicz
radykalnie się zmienił na słodki i ujmujący. Zakręciła pasmo włosów na palec i
kokieteryjnie spoglądała w jedno miejsce. Koleżanka podążyła wzrokiem w
kierunku jej celu. Prychnęła, złoszcząc się jeszcze bardziej.
-To ten koleś, którego
widziałam u nas w szkole…. Nie widzi mnie.. – żachnęła się nadal nachalnie się
na niego patrząc, Ania nie zwracała uwagi na współlokatorkę.
W jednej chwili wypadki
potoczyły się błyskawicznie. W ogromnym tłumie ludzi stojących wszędzie
naokoło, ktoś idąc mocno ją potracił. Amelia zachwiała się i wylała na siebie
trochę napoju. Spanikowana ścisnęła mocniej kubek, powodując otwarcie się
wieczka i wypłyniecie jeszcze większej ilości cieczy na jasną bluzkę i jeansy.
-Cholera! – dziewczyna
próbowała usunąć ciemny ślad, ale cola szybko wchłonęła się w materiał. Nawet nie
rozejrzała się za sprawcą, a on również się nie ujawnił; nie przeprosił nawet
głupim „sory”. – dlaczego takie rzeczy zdarzają się wyłącznie mi?
-Jak myślisz,
umówi się
ze mną?- Szatynka nadal nie zwróciła uwagi na koleżankę, epizod w ogóle
jej nie interesował. To tylko jeszcze bardziej zdenerwowało tę drugą.
-Przejrzyj na oczy, Życie to nie film. -
potrząsnęła koleżanką gapiącą się na bruneta -
Patrz na mnie! Faceci potrafią tylko krzywdzić, a potem odchodzą. I
tyle. Nie mogą, nie potrafią się zmienić. Rozumiesz? Znajdują jakąś, którą łatwo można zmanipulować i dostają to, czego chcą. Nie kochają. Nie zrobią wszystkiego dla dziewczyny swojego życia. Nie obronią przed złymi rzeczami.To wszystko jedna, wielka bujda, żeby
naiwne panienki dały się wykorzystywać. Heloł! – mówiła z pasją, a potem ściszyła głos - Słyszysz…
wykorzystują i odchodzą.
Puściła skołowaną szatynkę, odchodząc
wyrzuciła kubek z resztką napoju do najbliższego kosza.
-Ania? Śpisz? – Dziewczyny mimo, że razem
wróciły do pokoju, nie odzywały się do siebie.
-Nie. Nie śpię. -Odpowiedziała sucho.
Wyrzucała sobie, że zaprosiła dziewczynę do kina zaraz po jej przyjeździe.
Przecież imprezowała cały weekend, a ona – głupia – zaprosiła ją na niedzielny
wieczór. Pewnie była zmęczona, zła, smutna po rozstaniu z przyjaciółmi i
skacowana. Ktoś musiał ją kiedyś bardzo skrzywdzić…
-Przepraszam. Nie chciałam, żeby tak wyszło.
– Westchnęła głośno i poczekała pól minuty. Żadnego odzewu. – Teraz penie masz
mnie za niezłą kretynkę, idiotkę i w ogóle.
-Nie, to ja przepraszam. Nie powinnam
naciskać. –Przełknęła głośno ślinę, zastanawiając się nad tym, jak bardzo
obrazi Amelię tym, co myśli. – Nie masz zdrowego podejścia do facetów.
W milczeniu i ze strachem czekała na reakcję
koleżanki.
-Tak. Masz rację . –Powiedziała w końcu. –
Ale ty też! – Zaśmiała się. Piotrowicz nie mogła w to uwierzyć. Zaśmiała się!
-Czy może tak pozostać? – usłyszała po chwili
jej stłumiony głos. – No wiesz, że nie mamy zdrowego podejścia do chłopaków. Ja
będę na nich krzyczała, a ty ich podrywała i wychwalała, ale żadna z nas się za
to na drugą nie obrazi?
-Tak. Myślę, że tak.
Przemierzał śpiesznym krokiem korytarz. Był
pewien, że kumple go zamordują. Kolejny raz się spóźni. Zbiegając po schodach
dziesiąty raz spoglądał na zegarek na ręce. Próbował ułożyć sobie
usprawiedliwienie, pokonując ostatnią prostą szkoły. Ale wybiegając przed budynek
zobaczył ją.
Nie zważając na nic zatrzymał się. Nie
zwracał zupełnie uwagi na uczniów tłoczących się wokół niego. Już zupełnie nic
go nie interesowało. Patrzył w nią jak zahipnotyzowany i mógłby przysiąc, że
ona mówiła „chodź do mnie”. Zapomniał o kolegach i nieświadomie podążał w jej
kierunku.
-Dlaczego nikt nie zwrócił na ciebie uwagi?
Jak ktoś mógł cię tu zostawić? – kołatało mu się w głowie. Jeszcze tylko
piętnaście metrów i będzie jego. Leżała tam. Przy rogu budynku, na chodniku,
prowadzącym na stadion sportowy prosto ze szkoły. Książka. Jego ulubiona
książka! Tak naprawdę, to grube dzieło, było jednych z nielicznych, jakie
przeczytał. Robił to kilkakrotnie i za każdym razem bardziej mu się podobała.
Wymyślił sobie nawet teorię, że dziewczyna, która polubi „Cień wiatru” będzie
dla niego idealna.
Nie do końca zrozumiał, jak to się stało.
Sparaliżowało go. Lekturę chwyciła i zabrała damska dłoń, z srebrna
bransoletką. A on zdołał zobaczyć jedynie bransoletkę i czubek głowy
dziewczyny. Jego ideału. Przybliżył się trochę, ale nie na tyle by móc zobaczyć
właścicielkę. Nie potrafił zrobić ani kroku dalej. Nawet nie chciał.
Nie tylko dlatego, że zawładnął nim paniczny
strach – długowłosa mogła być zupełnie inna niż by oczekiwał. Zrobił to również
dla niej. Wymagałby, żeby była doskonała.
Uświadomił sobie, że nawet, jeśli zobaczy, kim jest; nie będzie
wiedział, co jej powiedzieć.
-E,
Radar! – wrócił do rzeczywistości. Co sobie w ogóle wyobrażał? – Tu jesteśmy! Odwrócił
się i spojrzał na dobrze
sobie znaną grupę ludzi. Trzech kumpli z równoległych klas i dwie
dziewczyny. W życiu im nie powie, że ostatnie kilka sekund, były
dla niego jak godziny.
Paczka tłumaczyła sobie jego nieobecne spojrzenie
jako reakcję na Kingę. Stanowiliby cudowną parę – oboje są pożądani, piękni,
lubiani, lubią się nawzajem, czegóż więcej trzeba? Oboje lepiej radzili sobie
ze sportem i akcjami publicznymi niż nauką.
Kinga była szczupłą blondynką. Jej włosy były
zawsze idealnie proste, oczy pomalowane, a ubranie zawsze modne i zachwycające.
Nikt tak naprawdę nie wiedział, czemu jej usta zawdzięczają nienaturalną
pełność – były nawet większe niż u Angeliny Jolie. Radar odznaczał się
wyjątkową czupryną czarnych włosów. Były to bowiem delikatnie loczki, stojące
kilka centymetrów nad głową. Jego twarz była niemal dziewczęca, ale mimo to
odznaczała się męskością – może to zasługa grubych, czarnych brwi i orlego
nosa?
W każdym razie wszyscy uważali ich za
idealnie dobranych. Byli do siebie tacy podobni, a w reszcie się dopełniali.
Oboje z resztą mieli zamiar się zejść, ale brakowało im odwagi, momentu, czasu,
samotności… . Za żadne skarby świata nie chcieliby wyznać, że brakowało chemii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz