środa, 16 maja 2012

VI W złym miejscu, o niewłaściwej porze

              Wychodząc z sali kinowej Ania była zadowolona, a Amelia zła jak osa. Poszły na komedię i nic nie wskazywało na to, że z wątkami miłosnymi.
           -Beznadziejny film – upiła łyk dużej coli, o której całkowicie zapomniała podczas seansu – niezłe dialogi, ale fabuła do kitu.
            -Do kitu?! Chyba zwariowałaś! Super!
            -Super? Chłopak wykorzystuje dziewczynę, a ona naiwnie mu wierzy. Kłócą się, kiedy odkrywa prawdę, a na koniec ona mu wybacza. Co za kit. Było już chyba z milion takich filmów. Stracona kasa.
            -Nie. To romantyczne! – Ania zachwycona obróciła się o sto osiemdziesiąt stopni – on się zmienił pod jej wpływem; uświadomił sobie, że ją kocha!
            Wyraz twarzy Piotrowicz radykalnie się zmienił na słodki i ujmujący. Zakręciła pasmo włosów na palec i kokieteryjnie spoglądała w jedno miejsce. Koleżanka podążyła wzrokiem w kierunku jej celu. Prychnęła, złoszcząc się jeszcze bardziej.
            -To ten koleś, którego widziałam u nas w szkole…. Nie widzi mnie.. – żachnęła się nadal nachalnie się na niego patrząc, Ania nie zwracała uwagi na współlokatorkę.
            W jednej chwili wypadki potoczyły się błyskawicznie. W ogromnym tłumie ludzi stojących wszędzie naokoło, ktoś idąc mocno ją potracił. Amelia zachwiała się i wylała na siebie trochę napoju. Spanikowana ścisnęła mocniej kubek, powodując otwarcie się wieczka i wypłyniecie jeszcze większej ilości cieczy na jasną bluzkę i jeansy.
            -Cholera! – dziewczyna próbowała usunąć ciemny ślad, ale cola szybko wchłonęła się w materiał. Nawet nie rozejrzała się za sprawcą, a on również się nie ujawnił; nie przeprosił nawet głupim „sory”. – dlaczego takie rzeczy zdarzają się wyłącznie mi?
            -Jak myślisz, umówi się ze mną?- Szatynka nadal nie zwróciła uwagi na koleżankę, epizod w ogóle jej nie interesował. To tylko jeszcze bardziej zdenerwowało tę drugą.
-Przejrzyj na oczy, Życie to nie film. - potrząsnęła koleżanką gapiącą się na bruneta -  Patrz na mnie! Faceci potrafią tylko krzywdzić, a potem odchodzą. I tyle. Nie mogą, nie potrafią się zmienić. Rozumiesz? Znajdują jakąś, którą łatwo można zmanipulować i dostają to, czego chcą. Nie kochają. Nie zrobią wszystkiego dla dziewczyny swojego życia. Nie obronią przed złymi rzeczami.To wszystko jedna, wielka bujda, żeby naiwne panienki dały się wykorzystywać. Heloł! – mówiła z pasją, a potem ściszyła głos - Słyszysz… wykorzystują i odchodzą.
Puściła skołowaną szatynkę, odchodząc wyrzuciła kubek z resztką napoju do najbliższego kosza.


-Ania? Śpisz? – Dziewczyny mimo, że razem wróciły do pokoju, nie odzywały się do siebie.
-Nie. Nie śpię. -Odpowiedziała sucho. Wyrzucała sobie, że zaprosiła dziewczynę do kina zaraz po jej przyjeździe. Przecież imprezowała cały weekend, a ona – głupia – zaprosiła ją na niedzielny wieczór. Pewnie była zmęczona, zła, smutna po rozstaniu z przyjaciółmi i skacowana. Ktoś musiał ją kiedyś bardzo skrzywdzić…
-Przepraszam. Nie chciałam, żeby tak wyszło. – Westchnęła głośno i poczekała pól minuty. Żadnego odzewu. – Teraz penie masz mnie za niezłą kretynkę, idiotkę i w ogóle.
-Nie, to ja przepraszam. Nie powinnam naciskać. –Przełknęła głośno ślinę, zastanawiając się nad tym, jak bardzo obrazi Amelię tym, co myśli. – Nie masz zdrowego podejścia do facetów.
W milczeniu i ze strachem czekała na reakcję koleżanki.
-Tak. Masz rację . –Powiedziała w końcu. – Ale ty też! – Zaśmiała się. Piotrowicz nie mogła w to uwierzyć. Zaśmiała się!
-Czy może tak pozostać? – usłyszała po chwili jej stłumiony głos. – No wiesz, że nie mamy zdrowego podejścia do chłopaków. Ja będę na nich krzyczała, a ty ich podrywała i wychwalała, ale żadna z nas się za to na drugą nie obrazi?
-Tak. Myślę, że tak.


Przemierzał śpiesznym krokiem korytarz. Był pewien, że kumple go zamordują. Kolejny raz się spóźni. Zbiegając po schodach dziesiąty raz spoglądał na zegarek na ręce. Próbował ułożyć sobie usprawiedliwienie, pokonując ostatnią prostą szkoły. Ale wybiegając przed budynek zobaczył ją.
Nie zważając na nic zatrzymał się. Nie zwracał zupełnie uwagi na uczniów tłoczących się wokół niego. Już zupełnie nic go nie interesowało. Patrzył w nią jak zahipnotyzowany i mógłby przysiąc, że ona mówiła „chodź do mnie”. Zapomniał o kolegach i nieświadomie podążał w jej kierunku.
-Dlaczego nikt nie zwrócił na ciebie uwagi? Jak ktoś mógł cię tu zostawić? – kołatało mu się w głowie. Jeszcze tylko piętnaście metrów i będzie jego. Leżała tam. Przy rogu budynku, na chodniku, prowadzącym na stadion sportowy prosto ze szkoły. Książka. Jego ulubiona książka! Tak naprawdę, to grube dzieło, było jednych z nielicznych, jakie przeczytał. Robił to kilkakrotnie i za każdym razem bardziej mu się podobała. Wymyślił sobie nawet teorię, że dziewczyna, która polubi „Cień wiatru” będzie dla niego idealna.
Nie do końca zrozumiał, jak to się stało. Sparaliżowało go. Lekturę chwyciła i zabrała damska dłoń, z srebrna bransoletką. A on zdołał zobaczyć jedynie bransoletkę i czubek głowy dziewczyny. Jego ideału. Przybliżył się trochę, ale nie na tyle by móc zobaczyć właścicielkę. Nie potrafił zrobić ani kroku dalej. Nawet nie chciał.   
Nie tylko dlatego, że zawładnął nim paniczny strach – długowłosa mogła być zupełnie inna niż by oczekiwał. Zrobił to również dla niej. Wymagałby, żeby była doskonała.  Uświadomił sobie, że nawet, jeśli zobaczy, kim jest; nie będzie wiedział, co jej powiedzieć.     
-E, Radar! – wrócił do rzeczywistości. Co sobie w ogóle wyobrażał? – Tu jesteśmy!             Odwrócił się i spojrzał na dobrze sobie znaną grupę ludzi. Trzech kumpli z równoległych klas i dwie dziewczyny. W życiu im nie powie, że ostatnie kilka sekund, były dla niego jak godziny.
Paczka tłumaczyła sobie jego nieobecne spojrzenie jako reakcję na Kingę. Stanowiliby cudowną parę – oboje są pożądani, piękni, lubiani, lubią się nawzajem, czegóż więcej trzeba? Oboje lepiej radzili sobie ze sportem i akcjami publicznymi niż nauką.
Kinga była szczupłą blondynką. Jej włosy były zawsze idealnie proste, oczy pomalowane, a ubranie zawsze modne i zachwycające. Nikt tak naprawdę nie wiedział, czemu jej usta zawdzięczają nienaturalną pełność – były nawet większe niż u Angeliny Jolie. Radar odznaczał się wyjątkową czupryną czarnych włosów. Były to bowiem delikatnie loczki, stojące kilka centymetrów nad głową. Jego twarz była niemal dziewczęca, ale mimo to odznaczała się męskością – może to zasługa grubych, czarnych brwi i orlego nosa?
W każdym razie wszyscy uważali ich za idealnie dobranych. Byli do siebie tacy podobni, a w reszcie się dopełniali. Oboje z resztą mieli zamiar się zejść, ale brakowało im odwagi, momentu, czasu, samotności… . Za żadne skarby świata nie chcieliby wyznać, że brakowało chemii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz