Popatrzyła
na swoje odbicie w lustrze i była bardzo zadowolona. Zwykle do szkoły się nie
malowała, w ogóle rzadko używała kosmetyków tego rodzaju. Dzisiaj zdecydowała się
jednak na jakieś mazidła. Koleżanka nauczyła ją jak to nakładać, ale nazwy tych
śmiesznych produktów wyleciały jej zupełnie z głowy. Jedyna rzecz, jaką
wcześniej używała nieco częściej (i tak niepoprawnie) to tusz do rzęs.
Tak,
zdecydowanie wyglądała jak nie ona. To nie była ta sama Amelia Kulik. Jej
makijaż był subtelny, tusz i podkład matujący – tylko tyle. Włosy zwykle
proste, dziś były delikatnie pofalowane. Najbardziej była zadowolona z prawie
gładkiej cery, bez żadnych widocznych mankamentów. Ubrana była w białą, skromną
koszule na krótki rękaw, czarne, atłasowe rurki idealnie wyglądające na jej
nogach i do tego czarne, modne pantofle na niedużym obcasie. Pierwotnie miała
założyć swoją czarną spódniczkę używaną do takich okazji, ale okazała się za
duża. Zresztą, jak Ania ją w niej zobaczyła kategorycznie zabroniła wyciągać tą spódniczkę
z szafy. Dziewczyna miała zamiar nawet wyrzucić ją prosto do kosza.
-Jest
dobra- powiedziała. – Ale nie pasuje ci. Wyglądasz, jakbyś miała jeszcze
koleżankę albo nielegalnego imigranta w niej. Poza tym początek roku to nie
pogrzeb babci, ani rozmowa o pracę. Hm… jesteśmy młode i nie powinnyśmy nosić
takich poważnych ciuchów – zastanowiła się. – Wiesz o co mi chodzi?
Ania,
współlokatorka blondynki była fantastyczną, alternatywną osobą, o
czym Amelia dowiedziała się już na początku ich znajomości. Kiedy poprzedniego dnia przekroczyła
próg swojego pokoju zmęczona, roztrzęsiona i przede wszystkim zła po podróży, ujrzała dziewczynę stojącą na
rekach na środku pokoju w samej bieliźnie.
-Cześć
– powiedziała lekko oszołomiona. Na co ekscentryczna lokatorka wróciła na nogi,
wytarła dłonie o różowe bokserki i podała rękę Amelii, którą ona odruchowo
uścisnęła.
-Jestem
Ania Piotrowicz, będziemy razem mieszkać – powiedziała. – Przepraszam, ale tak
się relaksuję. – Nie wiedziała dlaczego, ale od razu poczuła sympatię do Piotrowicz.
Wyglądała zupełnie normalnie: miała szczupłą sylwetkę, była zwyczajnego wzrostu, brązowe oczy i proste, kasztanowe włosy sięgające do ramion, teraz były w lekkim nieładzie.
Wyglądała zupełnie normalnie: miała szczupłą sylwetkę, była zwyczajnego wzrostu, brązowe oczy i proste, kasztanowe włosy sięgające do ramion, teraz były w lekkim nieładzie.
-Amelia.
Amelia Kulik. – rzekła uśmiechając się. – Mogę zająć łóżko pod oknem? – Ale Ania
jakby nie zwracając uwagi na nowo przybyłą poprawiła białe stópki i wróciła do
swojej poprzedniej czynności.
Rozejrzała
się po swoim nowym miejscu zamieszkania. Pomieszczenie było małe, ale schludne.
Naprzeciwko drzwi znajdowało się wysokie okno, a pod nim niewielkie biurko i
krzesło. Z lewej strony w rogu kolejne biurko, postawione tak, że ledwo można
wcisnąć palec miedzy nie. Tuż przy miejscu nauki znajdowały się dwie duże szafy, które zajmowały całą ścianę. Z przeciwległej strony stała wciśnięta miedzy dwa łóżka, nad którymi
wisiały półki na książki i rzeczy osobiste, stała wąska, wysoka komoda z
pięcioma szufladami. Nad nią wisiało średniej wielkości, czyste lustro. Łóżko,
które sobie upatrzyła stało pod oknem z dużym parapetem, takim samym, jak nad
stojącym obok biurku. Raziła ją tylko biała farba, którą sypialnia została
pomalowana, ale bywała przecież w gorszych miejscach.
-Oczywiście,
że możesz. Ja już rano zajęłam drugie łóżko. Boje się, że pod oknem będzie za
głośno i za jasno, jak dla mnie. Wiesz o co chodzi? Ulica i te sprawy… -
mówiła, kiedy Amelka odłożyła byle gdzie duży plecak, minęła ją i usiadła na
łóżku wyglądając przez okno. – Łazienka jest ładna, ale jest na końcu
korytarza, wiesz dla całego piętra żeńskiego. Właśnie! – akrobatka nagle się podekscytowała, kiedy
Kulik oglądała widok z okna. Tuż pod budynkiem rozciągała się szeroka ulica, a
za nią był park. Ludzie spacerowali, wyprowadzali psy… - Drugie skrzydło należy
do chłopców! Mamy wspólna klatkę schodową. Czyż to nie cudownie? Jeszcze
żadnego nie widziałam, ale kierowniczka mówiła mi, że większość oleje te dwa
dni, zwłaszcza ci, którzy nie idą do pierwszej klasy. Wiesz, co mi jeszcze
powiedziała? Że mamy szczęście, bo miało być nas trzy. Ale dziewczyna
zrezygnowała dwa tygodnie temu. Byśmy się nie pomieściły. Dlaczego nic nie
mówisz?
-Ja
się nie odzywam? Po prostu nie mam tylu newsów – zaśmiała się. – Masz jeszcze
jakieś ploty? Posłucham. A potem powiem ci to, czego ja się dowiedziałam.
Siedziała zastanawiając się nad tym
tragicznym konkursem. Przecież musi być coś, co mogą przedstawić na walentynki.
Konsultowała się już chyba z wszystkimi, którzy angażują się w życie klasy i
szkoły. -Jak to śmiesznie brzmi!- zaśmiała się. I nikt, zupełnie nikt nie miał
sensownego pomysłu. Oczywiście oprócz tego, żeby zaśpiewać piosenkę, bo właśnie
to robiły wszystkie klasy. Problem polegał jednak na tym, że żadna zacna dusza
nie umiała śpiewać. No może z wyjątkiem Agaty – ale ona kategorycznie
zdecydowała, że nie wyjdzie na żadną scenę. Nie szkodzi, że chodzi do szkoły
muzycznej i dobrze śpiewa – ona nie ma zamiaru się zbłaźnić. Był piątek, a ona
siedziała przed komputerem! Siedziała i pisała na GG z Wioletą i ich
przyjacielem, z którym ścigały się w ocenach – Piotrkiem.
Piotrek – „dlaczego nie?”
Amelia – „sądzisz, że ktoś zaśpiewa po
francusku?”
Piotrek – „tobie nigdy nic się nie podoba!”
Amelia – „nieprawda!”
Zamigało na pomarańczowo kolejne okienko.
Wioleta – „Wiktor mi
napisał, że możemy spróbować tego, bo inaczej wyjdziemy na idiotów”.
Wiktor? Amelia
powstrzymywała się, żeby nie zaśmiać się w głos. Wiktor!? Ten sam Wiktor, z
którym darła koty przez całe gimnazjum? Ten Wiktor, z którym za karę musiała przez prawie cały rok siedzieć w
jednej ławce? Oczywiście, że nie była to kara dla niej, tylko dla niego. Nauczycielka się chyba trochę przeliczyła, bo nie osiągnęła celu: chłopak wciąż sprawiał problemy gadał jak najęty (nie tylko z Amelią). Wreszcie: z Wiktorem, kolesiem, który olewał wszystko, robił jej
chamskie dowcipy? W sumie im, bo Amelia i Wioleta to jedno.
Ale starała się
zachować spokój. Przecież to nic dziwnego, nie? Załadowała piosenkę i zaczęła
słuchać.
Nieznany numer – „hej,
tu Wiktor”, „i co myślisz?”.
Zapisała numer i odpisała.
Normalnie. Bez chamskich zaczepek. Po prostu, jakby byli kumplami.
I już po jakimś czasie rozmawiali całkowicie swobodnie:
I już po jakimś czasie rozmawiali całkowicie swobodnie:
Wiktor – „nie wierzysz mi?”
Amelia – „założę się, że na nie zaśpiewasz!”
Wiktor – „zaśpiewam, ale nie to”
Amelia – „bo się boisz”
Wiktor – „nie”, „nie chcę wyjść na aż takiego idiotę”, „i tak już
większość uważa mnie za kretyna”
Amelia – „może mają rację :)?”
Wiktor – „wiesz co? :(”
Amelia – „żartuję”, „tylko trochę robisz z siebie kretyna :)”
-Śpisz?
– Blondynka wpatrując się w sufit zadała pytanie. Od kilku, może kilkunastu
minut żadna się nie odezwała, a Amelią wstrząsnął atak paniki.
-Nie…
- odpowiedziała, ale walczyła z sennością. Nie było późno, po prostu obie
chciały wyglądać kolejnego dnia rześko, a dzień był męczący. – A co? – Obróciła
się przodem do koleżanki, podpierając głowę na łokciu i uważnie się jej
przyjrzała. Na tyle, na ile pozwalały jej na to jej przemęczone oczy.
-Boisz
się?
-Czego?
– Ania zdawała się nie rozumieć.
-No
wiesz… jakie wrażenie wywołasz… ? czy znajdziesz przyjaciół…? czy...
-przerwała, a Piotrowicz ziewnęła.
-Tylko
tym się przejmujesz? Przecież to nieistotne. Na pewno ktoś będzie chciał się z
tobą zakumplować. Ja chcę. – Blondynka uśmiechnęła się do siebie.
-Tak,
ale ja nikogo nie znam. Boję się, że zostanę wyrzutkiem. I..
-I?
Mnie też nie znałaś, a ja naprawdę chcę zostać twoją przyjaciółką. Jesteś miła.
Moja mama mawia, że każda potworaaaa.... – Przeciągłe ziewnęła. – Znajdzie swego
amatora. Idź już spać. Pogadamy rano.
Zastanowiła
się, ale przypomniała sobie wątpliwości sprzed wyjazdu. Pomyślała, że to będzie
jednak nieprzespana noc. I w tym momencie stanął przed nią Jego obraz, jak
przyszedł na przystanek. Był teraz tak nierealny! Nieracjonalna iluzja! Serce
się jej ścisnęło. On. Pamiętał o niej.
I
z tym wspomnieniem odeszła w krainę Morfeusza.
*******
Drugi. Niesamowite.
Może nic się nie dzieje, ale myślę, że takie są początki...
Może trochę za bardzo namieszałam, ale mam nadzieję, że zrozumiecie :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz