niedziela, 19 lutego 2012

II Uprzedzenia i obawy

Popatrzyła na swoje odbicie w lustrze i była bardzo zadowolona. Zwykle do szkoły się nie malowała, w ogóle rzadko używała kosmetyków tego rodzaju. Dzisiaj zdecydowała się jednak na jakieś mazidła. Koleżanka nauczyła ją jak to nakładać, ale nazwy tych śmiesznych produktów wyleciały jej zupełnie z głowy. Jedyna rzecz, jaką wcześniej używała nieco częściej (i tak niepoprawnie) to tusz do rzęs.
            Tak, zdecydowanie wyglądała jak nie ona. To nie była ta sama Amelia Kulik. Jej makijaż był subtelny, tusz i podkład matujący – tylko tyle. Włosy zwykle proste, dziś były delikatnie pofalowane. Najbardziej była zadowolona z prawie gładkiej cery, bez żadnych widocznych mankamentów. Ubrana była w białą, skromną koszule na krótki rękaw, czarne, atłasowe rurki idealnie wyglądające na jej nogach i do tego czarne, modne pantofle na niedużym obcasie. Pierwotnie miała założyć swoją czarną spódniczkę używaną do takich okazji, ale okazała się za duża. Zresztą, jak Ania ją w niej zobaczyła kategorycznie zabroniła wyciągać tą spódniczkę z szafy. Dziewczyna miała zamiar nawet wyrzucić ją prosto do kosza.
            -Jest dobra- powiedziała. – Ale nie pasuje ci. Wyglądasz, jakbyś miała jeszcze koleżankę albo nielegalnego imigranta w niej. Poza tym początek roku to nie pogrzeb babci, ani rozmowa o pracę. Hm… jesteśmy młode i nie powinnyśmy nosić takich poważnych ciuchów – zastanowiła się. – Wiesz o co mi chodzi?
            Ania, współlokatorka blondynki była fantastyczną, alternatywną osobą, o czym Amelia dowiedziała się już na początku ich znajomości. Kiedy poprzedniego dnia przekroczyła próg swojego pokoju zmęczona, roztrzęsiona i przede wszystkim zła po podróży, ujrzała dziewczynę stojącą na rekach na środku pokoju w samej bieliźnie.
            -Cześć – powiedziała lekko oszołomiona. Na co ekscentryczna lokatorka wróciła na nogi, wytarła dłonie o różowe bokserki i podała rękę Amelii, którą ona odruchowo uścisnęła.
            -Jestem Ania Piotrowicz, będziemy razem mieszkać – powiedziała. – Przepraszam, ale tak się relaksuję. – Nie wiedziała dlaczego, ale od razu poczuła sympatię do Piotrowicz. 
                Wyglądała zupełnie normalnie: miała szczupłą sylwetkę, była zwyczajnego wzrostu, brązowe oczy i proste, kasztanowe włosy sięgające do ramion, teraz były w lekkim nieładzie.
            -Amelia. Amelia Kulik. – rzekła uśmiechając się. – Mogę zająć łóżko pod oknem? – Ale Ania jakby nie zwracając uwagi na nowo przybyłą poprawiła białe stópki i wróciła do swojej poprzedniej czynności.
            Rozejrzała się po swoim nowym miejscu zamieszkania. Pomieszczenie było małe, ale schludne. Naprzeciwko drzwi znajdowało się wysokie okno, a pod nim niewielkie biurko i krzesło. Z lewej strony w rogu kolejne biurko, postawione tak, że ledwo można wcisnąć palec miedzy nie. Tuż przy miejscu nauki znajdowały się dwie duże szafy, które zajmowały całą ścianę. Z przeciwległej strony stała wciśnięta miedzy dwa łóżka, nad którymi wisiały półki na książki i rzeczy osobiste, stała wąska, wysoka komoda z pięcioma szufladami. Nad nią wisiało średniej wielkości, czyste lustro. Łóżko, które sobie upatrzyła stało pod oknem z dużym parapetem, takim samym, jak nad stojącym obok biurku. Raziła ją tylko biała farba, którą sypialnia została pomalowana, ale bywała przecież w gorszych miejscach.
            -Oczywiście, że możesz. Ja już rano zajęłam drugie łóżko. Boje się, że pod oknem będzie za głośno i za jasno, jak dla mnie. Wiesz o co chodzi? Ulica i te sprawy… - mówiła, kiedy Amelka odłożyła byle gdzie duży plecak, minęła ją i usiadła na łóżku wyglądając przez okno. – Łazienka jest ładna, ale jest na końcu korytarza, wiesz dla całego piętra żeńskiego. Właśnie! –  akrobatka nagle się podekscytowała, kiedy Kulik oglądała widok z okna. Tuż pod budynkiem rozciągała się szeroka ulica, a za nią był park. Ludzie spacerowali, wyprowadzali psy… - Drugie skrzydło należy do chłopców! Mamy wspólna klatkę schodową. Czyż to nie cudownie? Jeszcze żadnego nie widziałam, ale kierowniczka mówiła mi, że większość oleje te dwa dni, zwłaszcza ci, którzy nie idą do pierwszej klasy. Wiesz, co mi jeszcze powiedziała? Że mamy szczęście, bo miało być nas trzy. Ale dziewczyna zrezygnowała dwa tygodnie temu. Byśmy się nie pomieściły. Dlaczego nic nie mówisz?
            -Ja się nie odzywam? Po prostu nie mam tylu newsów – zaśmiała się. – Masz jeszcze jakieś ploty? Posłucham. A potem powiem ci to, czego ja się dowiedziałam.

           
Siedziała zastanawiając się nad tym tragicznym konkursem. Przecież musi być coś, co mogą przedstawić na walentynki. Konsultowała się już chyba z wszystkimi, którzy angażują się w życie klasy i szkoły. -Jak to śmiesznie brzmi!- zaśmiała się. I nikt, zupełnie nikt nie miał sensownego pomysłu. Oczywiście oprócz tego, żeby zaśpiewać piosenkę, bo właśnie to robiły wszystkie klasy. Problem polegał jednak na tym, że żadna zacna dusza nie umiała śpiewać. No może z wyjątkiem Agaty – ale ona kategorycznie zdecydowała, że nie wyjdzie na żadną scenę. Nie szkodzi, że chodzi do szkoły muzycznej i dobrze śpiewa – ona nie ma zamiaru się zbłaźnić. Był piątek, a ona siedziała przed komputerem! Siedziała i pisała na GG z Wioletą i ich przyjacielem, z którym ścigały się w ocenach – Piotrkiem.
Piotrek – „dlaczego nie?”
Amelia – „sądzisz, że ktoś zaśpiewa po francusku?”
Piotrek – „tobie nigdy nic się nie podoba!”
Amelia – „nieprawda!”
Zamigało na pomarańczowo kolejne okienko.
            Wioleta – „Wiktor mi napisał, że możemy spróbować tego, bo inaczej wyjdziemy na idiotów”.
            Wiktor? Amelia powstrzymywała się, żeby nie zaśmiać się w głos. Wiktor!? Ten sam Wiktor, z którym darła koty przez całe gimnazjum? Ten Wiktor, z którym za karę  musiała przez prawie cały rok siedzieć w jednej ławce? Oczywiście, że nie była to kara dla niej, tylko dla niego. Nauczycielka się chyba trochę przeliczyła, bo nie osiągnęła celu: chłopak wciąż sprawiał problemy gadał jak najęty (nie tylko z Amelią). Wreszcie: z Wiktorem, kolesiem, który olewał wszystko, robił jej chamskie dowcipy? W sumie im, bo Amelia i Wioleta to jedno.
            Ale starała się zachować spokój. Przecież to nic dziwnego, nie? Załadowała piosenkę i zaczęła słuchać.
            Nieznany numer – „hej, tu Wiktor”, „i co myślisz?”.
 Zapisała numer i odpisała. Normalnie. Bez chamskich zaczepek. Po prostu, jakby byli kumplami.
           I już po jakimś czasie rozmawiali całkowicie swobodnie:
Wiktor – „nie wierzysz mi?”
Amelia – „założę się, że na nie zaśpiewasz!”
Wiktor – „zaśpiewam, ale nie to”
Amelia – „bo się boisz”
Wiktor – „nie”, „nie chcę wyjść na aż takiego idiotę”, „i tak już większość uważa mnie za kretyna”
Amelia – „może mają rację :)?”
Wiktor – „wiesz co? :(
Amelia – „żartuję”, „tylko trochę robisz z siebie kretyna :)”


            -Śpisz? – Blondynka wpatrując się w sufit zadała pytanie. Od kilku, może kilkunastu minut żadna się nie odezwała, a Amelią wstrząsnął atak paniki.
            -Nie… - odpowiedziała, ale walczyła z sennością. Nie było późno, po prostu obie chciały wyglądać kolejnego dnia rześko, a dzień był męczący. – A co? – Obróciła się przodem do koleżanki, podpierając głowę na łokciu i uważnie się jej przyjrzała. Na tyle, na ile pozwalały jej na to jej przemęczone oczy.
            -Boisz się?  
            -Czego? – Ania zdawała się nie rozumieć.
            -No wiesz… jakie wrażenie wywołasz… ? czy znajdziesz przyjaciół…? czy...
-przerwała, a Piotrowicz ziewnęła.
            -Tylko tym się przejmujesz? Przecież to nieistotne. Na pewno ktoś będzie chciał się z tobą zakumplować. Ja chcę. – Blondynka uśmiechnęła się do siebie.
            -Tak, ale ja nikogo nie znam. Boję się, że zostanę wyrzutkiem. I..
            -I? Mnie też nie znałaś, a ja naprawdę chcę zostać twoją przyjaciółką. Jesteś miła. Moja mama mawia, że każda potworaaaa.... – Przeciągłe ziewnęła. – Znajdzie swego amatora. Idź już spać. Pogadamy rano.
            Zastanowiła się, ale przypomniała sobie wątpliwości sprzed wyjazdu. Pomyślała, że to będzie jednak nieprzespana noc. I w tym momencie stanął przed nią Jego obraz, jak przyszedł na przystanek. Był teraz tak nierealny! Nieracjonalna iluzja! Serce się jej ścisnęło. On. Pamiętał o niej.
            I z tym wspomnieniem odeszła w krainę Morfeusza.

*******
 Drugi. Niesamowite.
Może nic się nie dzieje, ale myślę, że takie są początki...
Może trochę za bardzo namieszałam, ale mam nadzieję, że zrozumiecie :D     

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz