sobota, 17 marca 2012

IV Za ostra

-Podoba ci się? Marcin? Nie żartuj! – Wioleta uniosła brwi. Nie tego się spodziewała. – Dlaczego?
-Bo jest ładny, nie zauważyłaś? Wcześniej może wyglądał jak oblech, ale teraz…
-Nie, nie zauważyłam. – powiedziała zimno- O mamusiu! Wioleta! Opanuj się! Może wygląd to nie wszystko?- żarliwie zapytała. Amelia była cholernie zazdrosna. To ona właśnie pisała przez całe dwie noce, z kolesiem który podobał się przyjaciółce! Z nią – Amelią – żartował, rozmawiał o polityce, a nawet się zwierzał, choć było to zaledwie kilkanaście godzin. Nie mogła tego znieść, mimo że do tej pory nie myślała o nim w ten sposób. A Wioletta tak! Spróbowała opanować narastającą w niej złość.
-To już nie może być ładny? Przyjrzyj się jutro. I zobacz. Konrad też był ładny… strasznie mi się podobał…
-Mi też – powiedziała bez zastanowienia- był zabawny, tak fajnie się uśmiechał i miał tyle pomysłów. –Zastopowała się. Nigdy nie zwierzała się z takich rzeczy nikomu. Uważała, że coś takiego powinna zostawić dla siebie.
-Mówimy o nim, jakby nie żył! – I obie wybuchły śmiechem. Siedziały w pokoju blondynki i gadały, jak to bardzo czeto miały w zwyczaju w niedzielne wieczory. Czasami jedna z nich sięgała po kostkę czekolady. Gdyby się nie przeprowadził w życiu nie powiedziałaby jej, że była zakochana w Konradzie.
-Tak, teraz jest u nas deficyt fajnych klesi.
-No – Wioleta oparła głowę o ramie koleżanki – deficyt, to znaczy, ze nie ma? – zapytała dla pewności. Blondynka potwierdziła kiwając głową i zaśmiała się. – Oprócz Marcina.

-Co tak siedzisz? – Ania zastała Amelie siedzącą na parapecie z książką na kolanach. Blondynka jednak uporczywie wpatrywała się w widoki za oknem zamiast w lekturę. – Hmm… „Rozważa i romantyczna”? Austin? Co to?
-Nic.. – speszyła się – książka… - Piotrowicz się zaśmiała.
-Chyba dużo czytasz… - tu spojrzała na swoją półkę świecącą pustkami i jej zapchaną po brzegi różnymi powieściami. Nie takich znowu cienkich. – Ciekawe czy jesteś ta rozważna czy romantyczna…? – Amelia zarumieniła się. Tak dawno tego nie robiła!
            -A jak tam w szkole? Ja poznałam na „spacerku integracyjnym” taką Jolę. Fajna dziewczyna, tylko trochę cicha… ale mam nadzieję, że przy mnie się wyrobi – zaśmiała się odwracając temat.
-Je też poznałam kilka osób. Dasz wiarę, że mamy tylko dziesięciu chłopaków? – Ania rozłożyła się na swoim łóżku. – Ale widziałam takiego przystojniaka z maturalnej, albo przynajmniej drugiej klasy. Mylisz, ze się umówi?
-Chcesz go zaprosić? – dziewczyna obróciła się w stronę koleżanki kładąc bose stopy na łóżku.
-Nie – powiedziała oglądając paznokcie – najpierw go chyba gdzieś zaczepię. Pogadamy. Zobaczę, czy gra jest warta świeczki. A potem… sam mnie zaprosi.

            -I co teraz? – Zapytała zezłoszczona. Nikt się nie martwił tylko ona. Ani Wioletta, ani Wiktor, ani Marcin, ani reszta klasy. Wszyscy chcieli pójść na recital i nie mieć lekcji, ale nikt się kwapił do tego, żeby coś wymyślić. Można było się tego spodziewać Marcin nie wziął instrumentu a Wiktor nie nauczył się tekstu, więc nawet nie mogli zaśpiewać  a cappella. 
            Agata, najbardziej wrogo nastawiona na Marcina i Wiktora drwiła z niej, dlatego, że pokładała w nich nadzieję. Jeszcze bardzie pogrążając chłopaków.
            -Może zaśpiewamy cokolwiek, żeby nie iść na matmę? – padło z ust jednej z dziewcząt.
            -Ok., – Amelia rzuciła ze złością – a co? Kto?
            -A mogę śpiewać, byleby nie to. – Wtrąciła Wioleta - Nie rozumiem tego. Coś po polsku. I nie chcę sama. I fajnie byłoby, gdyby był podkład, ale bez tego też sobie poradzę.

            -Jedziesz od razu po szkole? – zapytała Anka pakując się rano do szkoły.
            -Sory, tak wyszło – blondynka stała przed lustrem i matowała korektorem większe wypryski – uwielbiam dożynki i w nich pomagać. A i tak w domu będę dosyć późno. Nie wracasz do domu? – koleżanka potrzęsła głową -  Może też się wybierzesz?    
            Zwykle nie stawiała takich propozycji ludziom, których ledwo znała. Ale to była jej współlokatorka na (jak dobrze pójdzie) kolejne trzy lata. Już czuła się do niej bardzo przywiązana, a miały spędzać ze sobą większą część dnia. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że popełniła gafę.
            -Nie, dzięki – dziewczyna uśmiechnęła się – w weekend odwiedzam ciocię z rodziną. Mieszka tu, w Łodzi.
            -Tak, zdecydowanie się pośpieszyłam – pomyślała Amelia. Kończąc pakowanie.

            Zła wspinała się po schodach na drugie piętro budynku. I przyczyną jej złości nie był wszechogarniający, niemiłosierny hałas, nie problemy ze znajomymi ani nawet okropna porażka w konkursie.
Szkolny szmatławiec, który trzymała w ręku – teraz inaczej nie mogła myśleć o tym zbiorze kartek – o nazwie „Szkolny news” ukazał się jeszcze przed feriami. Ale jej wówczas nie było na zajęciach z powodu wyjazdu edukacyjnego, gdzieś tam – już nawet nie pamiętała gdzie. I dlatego nie wiedziała wcześniej o zbezczeszczeniu jej pracy. Oczywiście nie w reportażu o integracji niepełnosprawnych dzieci z gimnazistami, który napisała świetnie, który pozostał nienaruszony. Zmieniono tylko jeden z jej kontrowersyjnych artykułów, z którego zrobiła się papka, której zupełnie nikt nie chciałby przeczytać.
-Aaaa… dzień dobry, Amelia. I jak występ? – odpowiedziała nauczycielka siedząca za biurkiem. Kiedy blondynka weszła chorobliwie chuda kobieta uzupełniała jakieś papiery, a krótkie brązowe włosy zgarniała raz po raz za uszy.
            Dziewczyna nie odpowiedziała. Wpatrywała się tylko w panią Klińską morderczym wzrokiem. Podeszła do biurka i rzuciła na nie ostatni numer gazetki.
            -Amelia? Dobrze się czujesz? – Opiekunka wiedziała, że blondynka jest zdolna do wszystkiego. Jej cięty żart niekiedy trafiał w nią, potrafiła być bardzo bezczelna i złośliwa.
            -Znowu okroiła pani mój artykuł! – Otworzyła odpowiednią stronę – Może się mylę, ale wydaje mi się, że napisałam równe, dwie strony tekstu, a tutaj widzę tylko trzy czwarte A4. Ze zdjęciami – jedna. I to jeszcze nie moimi!
            -Posłuchaj, to nie… -polonistka westchnęła – Nie mogłam tego wydrukować. Co by rodzice o tym pomyśleli? Nie puścili by dzieci do szkoły. A co dopiero ktoś z zewnątrz. Jakby przysłali nam kuratora?
            -Miałam kłamać? Na tym polega według pani dziennikarstwo?
            -Nie… Nie podałaś nazwisk, ale i tak wszyscy wiedzieliby o kogo chodziło. A jakby dyrektor to przeczytał…
            -Za przeproszeniem – wtrąciła się – ale takie są nasze realia. Tego nie zmienię. Wycięła pani najbardziej interesującą część. Nikogo nie interesują te puste frazesy o rodzajach przemocy i ich przyczynach, objawach i skutkach gdzieś w Warszawie czy Łodzi, tylko tu, u nas. Sama pani kazała mi napisać o przemocy. Nie pod tym tekstem się podpisałam.
            Nauczycielka patrzyła na blondynkę zrezygnowana. Amelię zawsze interesowała ją tylko bezwzględna prawda i szczerość. Elżbieta nigdy nie pomyślałaby, że takie cechy ucznia mogą doprowadzić ją do szału.
            -Nie zauważyła może też pani,- ciągnęła dalej - tego, że dwa lata temu nakład był dwa razy większy i sprzedawał się w całości? A teraz? Jeżeli sprzedamy połowę jest sukces. – Przetarła dłonią po twarzy zmęczona – Absorbuje pani teksty innych i je wychwala, a nie zauważyła pani, że większość to ściągnięte z neta bzdury? Nikogo nie interesuje już płacenie za to, co może mieć za darmo. A tu mogą mieć FAKTY – podkreśliła ostatnie słowo.
            -Ok., przeredagowałam trochę twój artykuł, bo był za ostry…
            -Za ostry? Trochę? – Wzburzyła się jeszcze bardziej – Zmieniła pani prawie wszystko. Od tekstu po zdjęcia. Miałam napisać ”kochane dzieci, większość z nas pierze się regularnie dla sportu albo z nienawiści. A ja  to w pełni pochwalam. I w ogóle urażam, że to nieszkodliwe”? Niech mi pani uwierzy, zaledwie pięć procent uczniów nigdy nie biło się, popychało w szkole. I nie są to dziewczyny. I ja mam napisać, że (cytuję) „problem nie istnieje”, „jest to niewielka część, nizina społeczna szkoły”? Dziękuję bardzo.
            -Amelia – Kobieta siliła się na spokojny ton – posłuchaj, dyrektor za coś takiego mógłby nas zamknąć. Nie rozumiesz?
            -Nie, nie mógł by! – krzyknęła. Westchnęła i protekcjonalnym głosem dodała – nie czytała pani statutu? Praw ucznia? Praw dziecka? A więc podpowiem pani. W prawach dziecka jest napisane, że uczniowie mają prawo prowadzić niezależną gazetkę szkolną. W SZKOLE. Prawa ucznia to wolność słowa, a w statucie jest napisane, że uczeń powinien lub nawet musi być szczery i prawdomówny. Co pani na to?
            -To jest tylko na papierze…
            -A więc dobrze! Nie będę już pisała w dziale „ważne” o problemach do rozwiązania. W przyszłym miesiącu oprócz reportażu przyniosę pani do tej rubryki o tym, jak powinno się malować paznokcie albo depilować nogi. Zapewne nikt nawet nie zauważy, bo zwykle pani nie publikuje tego, co wszyscy chcą czytać. – Zadzwonił dzwonek. Na korytarzu zrobił się okropny hałas, który docierał nawet do zacisznej klasy. Odwróciła się podeszła do drzwi. Tam zastanowiwszy się sekundę odwróciła się gwałtownie – i tak to opublikuję w sieci. „Przemoc w szkole” w pełnej wersji i „Szkoła promująca zdrowie???”, chociaż o tym artykule pewnie nikt nie słyszał, bo przecież obraża dyrekcję.
            Wyszła trzaskając drzwiami.

**************************************
Mam nadzieję, że jest już lepiej... nie tak chorobliwie nudno.
Już wiem, co będzie dalej; mam pomysł. I obiecuję, że będzie coraz lepiej :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz