„Tak, to super pomysł”
Kulik sama nie wiedziała na co się zgadza. Tak naprawdę nie pałała
entuzjazmem do pomysłu Marcia, ale… Wioleta też myślała, że to świetne
przedsięwzięcie. Wyjazd do Łodzi podczas weekendu: kino, sklepy, ewentualnie
coś innego.
Tak naprawdę cholera
ją brała na myśl, że ma spędzić pół dnia z Wioletą (do niej akurat nic nie
miała); Marciem, z którym gadała w realu tylko kilka razy i kimś jeszcze?
Wiktorem? Maćkiem? Bardzo jej się to nie podobało.
Wyjazd była
zaplanowany na sobotę 9 kwietnia. Od 12 do 14 miały odbyć się egzaminy
gimnazjalne. Ale nimi nikt nie zawracał sobie głowy… no może poza gronem
pedagogicznym.
„to może obgadamy to
po próbie w piątek?”
„nie mów, że też
będziesz brał udział w przedstawieniu?”
„heh, no taki mam
zamiar :D”
Uśmiechnęła się. 30-40 osoby były potrzebne do inscenizacji, w
większości chłopcy. Amelia z Wioletą uczęszczały na próby już dwa tygodnie,
chociaż spotkanie z dziećmi z Domu Dziecka obywało się w weekend majowy. Po
prostu… nie spodziewała się, że Marcin będzie zainteresowany czymś takim. Bardzo
miło się rozczarowała. Trójka przyjaciół wydawała się być coraz bardziej zżyta
z dziewczętami. Z Wiktorem przekomarzały się już wcześniej, dla nich był chyba
najbardziej” ludzki”, więc komunikacja z nim nie była zbyt trudna. Z Marcinem
pisały na GG (zwłaszcza Amelia), więc dało radę, ale największe wyzwanie
stanowił Maciek. Ciężko było do niego dotrzeć, kiedy nie był w towarzystwie
kolegów. A i to wyłącznie po szkole.
Ale mimo wszystko, blondynka cieszyła się
jak dziecko. Kończył się marzec, a ona schudła prawie 3 kilogramy!
W
szkole bywa ciężko. Zwłaszcza, jak nie ma się przyjaciół przy sobie. A twoja
koleżanka jest niemalże niemową, podczas kiedy ty non stop rozmawiasz. Właśnie
w takiej sytuacji znalazła się panna Kulik w pierwszym tygodniu szkoły. I
chociaż ciągle zagajała jakieś rozmowy i chciała być przyjacielska, Jola –
koleżanka z ławki niemalże na wszystkich lekcjach nie przejawiała tego
entuzjazmu. Reszta klasy wydawała się bardzo zgrana – pewnie znali się ze sobą
od dawna. I chociaż z nimi tez nawiązała niezły kontakt, wiedziała, że była
inna. Nie nadawała się do ich stylu „wyjawiamy sobie wszystkie tajemnice,
jesteśmy tacy wyluzowani i spontaniczni, jesteśmy najlepsi”. Może właśnie
dlatego tak bardzo zależało jej na Joli – bo były podobne – skromne, zamknięte
w sobie.
Szły
w milczeniu z toalety, Amelia próbowała wymyślić jakiś temat, którego już nie
zużyła.
-Witaj, złośnico. – Brunet
donośnie się przywitał i parodiując dżentelmena skinął głową, kiedy mijał blondynkę.
-Witaj, palancie. – rzuciła od
niechcenia, dosyć głośno, żeby usłyszał,
ale tak, by nie zwracać na siebie uwagi.
Chłopak
zawsze kiedy ją widział zaznaczał swoją obecność w taki właśnie sposób.
Okropnie ją irytował, chociaż nie potrafiłaby powiedzieć dlaczego. Może po
prostu chodzi o to, że był facetem?
-Znasz
go? – usłyszała cichy głos koleżanki, kiedy Radar zniknął za zakrętem korytarza
-Tak się złożyło, że raz na niego
wpadłam… - Amelia nie spodziewała się, że Jola może być czymkolwiek tak podekscytowana,
więc (chociaż bardzo tego chciała) nie spławiła jej.
-Nie lubisz go?
-Dlaczego pytasz? – zaczynała się
denerwować, ale wysiliła się na lekki i sympatyczny ton – A ty go znasz? –
zaśmiała się.
-To znaczy… nie znam go, ale
wiedziałaś, że jest kapitanem szkolnej drużyny siatkarskiej? Tomek chyba Borut
wszyscy mówią na niego Radar jest z drugiej mat-fiz, ale średnio się uczy.
Chodzi chyba z taką jedną Kingą z humana, też z drugiej klasy… ale nie wiem czy
w końcu chodzą czy nie, bo nie mają na facebook’u, że są w związku. I nie mają
wspólnych zdjęć, ani nic.
-Skąd to wszystko wiesz? –
zapytała po kilku sekundach nie mogąc wyjść z szoku. Chyba po raz pierwszy
usłyszała od tej szczupłej dziewczyny tyle słów na raz połączonych w jedną
wypowiedź. I do tego tak spójną!
-Słyszałam… - ale zadzwonił
dzwonek na ostatnią lekcję i Jola nie dokończyła zadania. Znów zrobiła się
cicha. Powachlowała się ręką
przyśpieszając – bardzo gorąco dzisiaj…
-Trzydzieści stopni na drugi
tydzień września to jakaś masakra. – Ale koleżanka już nie odpowiedziała.
Po
lekcjach razem udały się pół kilometra od szkoły na przystanek. Po nużącej
lekcji matematyki zapomniały o poprzednim temacie rozmowy. Jola odjechała
autobusem, a Amelia musiała poczekać jeszcze pięć minut na swój środek
lokomocji. Po piętnastu minutach wysiała niemalże przebiegła przez park, by
wreszcie zrzucić z siebie długie dżinsowe spodnie. Oddychając z ulgą przebrała
się w stój kąpielowy i krotką, letnią sukienkę, dziękując w myślach mamie,
która niemalże siłą wepchnęła ją do walizki. Spoglądając na zegarek kulik
wywnioskowała, że dzięki szybkiemu pokonaniu trasy autobus-bursa zdąży na
najbliższy tramwaj na basen. Ekspresowo spakowała najniezbędniejsze rzeczy i
rzuciła się do wyjścia. Kiedy kupowała bilet nadjechał pojazd. -Co to ma być,
że komunikacja miejska przyjeżdża na czas! Kto to widział! Jak ktoś się śpieszy
to ona się spóźnia, a jak ja się spóźniam to jest punktualnie!!!” - krzyczała w myślach. Była w pełni
przekonana, że jedynie cudem dostała się do wagonu w ostatniej chwili.
-Witaj,
złośnico. – Kulik słysząc te słowa tuż obok siebie, drgnęła.
To niewiarygodne!
Odwróciła się, chociaż i tak doskonale wiedziała, z czyich ust wydobył się
głos. Chciała się odsunąć tak, by nie być skazaną na bliskość bruneta, ale
uniemożliwiał jej to bezlitosny tłok. Tym razem blondynka była bezradna,
musiała mu coś odpowiedzieć, bo najwyraźniej dzięki niemu dostała się do
środka.
-Cześć. –
Powstrzymała się od dodania „palancie”, „dupku”, „półgłówku”.
Zmarszczyła
nos, bo dostał się do niej zaduch i aromat spoconych ciał. Denerwowała się, że
ten cały Tomek wciąż na nią patrzy i uśmiecha się łobuzersko.
-No: co? – Z
opóźnieniem dotarło do niej, że po raz pierwszy nazwała tego kolesia w głowie
po imieniu.
-Fajna sukienka. - Spojrzała na siebie. Rzeczywiście wyglądała
teraz ładnie i niestety… nieco wyzywająco. Jasna, lniana sukienka ładnie
podkreślała jej pierwszą w życiu, prawdziwą, delikatnie brązową opaleniznę. To
prawda ubranie sięgało do połowy ud i podkreślało biust. Tymczasem wysokie
sandałki wydłużały nogi, a włosy w skutek gorąca delikatnie się pofalowały i
ładnie ułożyły wokół głowy. Nawet buzia po całym dniu w szkole wyglądała
niepokojąco dobrze.
-Dzięki. –
szepnęła, miała nadzieję, ze nigdy nie będzie musiała wyrażać wdzięczności w
stosunku do niego.
-No wiesz…
fajnie odsłania ci to i owo. – Jego wzrok przeleciał po sylwetce blondynki.
-Dziękowałam
ci raczej za to, że zdążyłam… - mruknęła zażenowana. Jej oczy wyrażały już
tylko samą pogardę.
-O! – zbiła go
z tropu – zawsze pomagam ładnym panienkom. – Znowu uśmiechnął się uwodzicielsko
– zwłaszcza z takimi hmm… atrybutami.
-Dupek! –
odwróciła się i chciała przepchnąć się w inne miejsce, ale jakiś starszy pan
lekko ją szturchnął i znów wylądowała na brunecie. Potrzymał ją lekko i pomógł
odzyskać równowagę.
-Tak naprawdę
to od razu zorientowałem się, że to ty, złośnico. Chciałem po prostu z tobą dłużej
pogadać, może umówić się gdzieś… a to chyba dobra okazja.
-Nie wydaje mi
się. – Zmieszana musiała przysunąć się jeszcze bliżej niego, by móc oddychać
przez malutką szparę w drzwiach. Teraz dzieliło ich już tylko kilka
centymetrów… - I twoja dziewczyna chyba też tak uważa. Hmmm?
-Skąd ten
pomysł? Że mam dziewczynę? Pytałaś o mnie? – Zawadiacki uśmiech starł zdziwienie
z twarzy bruneta.
-Nie.
Skądże. – Beształa siebie w myślach. I Jolkę. Po jaką cholerę jej to mówiła?!
Ale jej wizerunek nadal pozostał niewzruszony. Musiała chwycić ostatnią deskę
ratunku. – Wyglądasz na takiego palanta, który ma dziewczynę.
Zaśmiał się serdecznie. A ona
miała ochotę walnąć go. Najlepiej pięścią w nos.
-Droga
Amelio, wyglądam, jakbym pasował do Kingi? Tym bardziej z nią chodził?
-Skąd wiesz
jak mam na imię? Nie przypominam sobie, żebym ci mówiła!
-Cóż… - najwyraźniej bardzo bobrze się
bawił – wyglądasz na taką dziewczynę, która ma na imię Amelia. – powiedział poważnie,
by zaraz zmienić ton na dziecinny - O! Mogę ci mówić Mel?! Jak z tej reklamy!
Przygryzła wargę. Krew uderzyła
jej do głowy. Drwił z niej. Wcześniej ośmieszał, a teraz drwił! Cholera ją
brała. Stała tak przez moment próbując się uspokoić.
-Nie
wiem, jak to o tobie świadczy, ale wystarczyło, żebyś powiedział do mnie słowo,
a ludzie już zaczęli opowiadać mi o tobie. Tu jest cos nie halo, a poza ty nie
uważasz, że to chore? Że..
-Że jestem
fajny, ludzie o mnie plotkują i lubię cię denerwować?
-Lubisz mnie denerwować! –
Powtórzyła z niedowierzaniem, otwierając delikatnie usta. – Wspaniale!
Zauważyła za szybą swój
przystanek. Już nawet zapomniała, że jedzie na basen, aby spalić jeszcze trochę
kalorii. Jak przyjedzie do domu ludziom oczy wyjdą na wierzch. Zwłaszcza Jemu.
-Na całe
szczęście nie muszę cię już znosić! – wysyczała zanim tramwaj się zatrzymał.
-Ja też się
cieszę, że cię dziś spotkałem!- odpowiedział, kiedy wychodziła.
Obserwował, jak pośpiesznie znika
wśród tłumu. Przetarł sobie ręką spocone czoło. Zawalił. A na dodatek teraz
będzie musiał wrócić się trzy odcinki.
Kulik wiedziała, że zachowywała
się niezwykle infantylnie. Ale on był jeszcze gorszy! Przy nim nie mogła
zapanować nad swoją złością. Zauważyła, że nie dokończyli właściwie żadnego
tematu, jaki się nasunął. Ta rozmowa była… dziwna. Ponadto musiał o nią
wypytywać jakiś ludzi. A to już jest co najmniej niepokojące. Koniecznie
powinna trzymać się od tego typa z daleka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz