wtorek, 21 sierpnia 2012

VIII Niespodziewana rozmowa


            „Tak, to super pomysł”
Kulik sama nie wiedziała na co się zgadza. Tak naprawdę nie pałała entuzjazmem do pomysłu Marcia, ale… Wioleta też myślała, że to świetne przedsięwzięcie. Wyjazd do Łodzi podczas weekendu: kino, sklepy, ewentualnie coś innego.   
            Tak naprawdę cholera ją brała na myśl, że ma spędzić pół dnia z Wioletą (do niej akurat nic nie miała); Marciem, z którym gadała w realu tylko kilka razy i kimś jeszcze? Wiktorem? Maćkiem? Bardzo jej się to nie podobało.
            Wyjazd była zaplanowany na sobotę 9 kwietnia. Od 12 do 14 miały odbyć się egzaminy gimnazjalne. Ale nimi nikt nie zawracał sobie głowy… no może poza gronem pedagogicznym.   
            „to może obgadamy to po próbie w piątek?”
            „nie mów, że też będziesz brał udział w przedstawieniu?”
            „heh, no taki mam zamiar :D”
Uśmiechnęła się. 30-40 osoby były potrzebne do inscenizacji, w większości chłopcy. Amelia z Wioletą uczęszczały na próby już dwa tygodnie, chociaż spotkanie z dziećmi z Domu Dziecka obywało się w weekend majowy. Po prostu… nie spodziewała się, że Marcin będzie zainteresowany czymś takim. Bardzo miło się rozczarowała. Trójka przyjaciół wydawała się być coraz bardziej zżyta z dziewczętami. Z Wiktorem przekomarzały się już wcześniej, dla nich był chyba najbardziej” ludzki”, więc komunikacja z nim nie była zbyt trudna. Z Marcinem pisały na GG (zwłaszcza Amelia), więc dało radę, ale największe wyzwanie stanowił Maciek. Ciężko było do niego dotrzeć, kiedy nie był w towarzystwie kolegów. A i to wyłącznie po szkole. 
Ale mimo wszystko, blondynka cieszyła się jak dziecko. Kończył się marzec, a ona schudła prawie 3 kilogramy!

            W szkole bywa ciężko. Zwłaszcza, jak nie ma się przyjaciół przy sobie. A twoja koleżanka jest niemalże niemową, podczas kiedy ty non stop rozmawiasz. Właśnie w takiej sytuacji znalazła się panna Kulik w pierwszym tygodniu szkoły. I chociaż ciągle zagajała jakieś rozmowy i chciała być przyjacielska, Jola – koleżanka z ławki niemalże na wszystkich lekcjach nie przejawiała tego entuzjazmu. Reszta klasy wydawała się bardzo zgrana – pewnie znali się ze sobą od dawna. I chociaż z nimi tez nawiązała niezły kontakt, wiedziała, że była inna. Nie nadawała się do ich stylu „wyjawiamy sobie wszystkie tajemnice, jesteśmy tacy wyluzowani i spontaniczni, jesteśmy najlepsi”. Może właśnie dlatego tak bardzo zależało jej na Joli – bo były podobne – skromne, zamknięte w sobie.
            Szły w milczeniu z toalety, Amelia próbowała wymyślić jakiś temat, którego już nie zużyła.
       -Witaj, złośnico. – Brunet donośnie się przywitał i parodiując dżentelmena skinął głową, kiedy mijał blondynkę.
         -Witaj, palancie. – rzuciła od niechcenia, dosyć głośno, żeby usłyszał,  ale tak, by nie zwracać na siebie uwagi.
            Chłopak zawsze kiedy ją widział zaznaczał swoją obecność w taki właśnie sposób. Okropnie ją irytował, chociaż nie potrafiłaby powiedzieć dlaczego. Może po prostu chodzi o to, że był facetem?
            -Znasz go? – usłyszała cichy głos koleżanki, kiedy Radar zniknął za zakrętem korytarza
       -Tak się złożyło, że raz na niego wpadłam… - Amelia nie spodziewała się, że Jola może być czymkolwiek tak podekscytowana, więc (chociaż bardzo tego chciała) nie spławiła jej.
            -Nie lubisz go?
           -Dlaczego pytasz? – zaczynała się denerwować, ale wysiliła się na lekki i sympatyczny ton – A ty go znasz? – zaśmiała się.
          -To znaczy… nie znam go, ale wiedziałaś, że jest kapitanem szkolnej drużyny siatkarskiej? Tomek chyba Borut wszyscy mówią na niego Radar jest z drugiej mat-fiz, ale średnio się uczy. Chodzi chyba z taką jedną Kingą z humana, też z drugiej klasy… ale nie wiem czy w końcu chodzą czy nie, bo nie mają na facebook’u, że są w związku. I nie mają wspólnych zdjęć, ani nic.            
        -Skąd to wszystko wiesz? – zapytała po kilku sekundach nie mogąc wyjść z szoku. Chyba po raz pierwszy usłyszała od tej szczupłej dziewczyny tyle słów na raz połączonych w jedną wypowiedź. I do tego tak spójną!
          -Słyszałam… - ale zadzwonił dzwonek na ostatnią lekcję i Jola nie dokończyła zadania. Znów zrobiła się cicha.  Powachlowała się ręką przyśpieszając – bardzo gorąco dzisiaj…
         -Trzydzieści stopni na drugi tydzień września to jakaś masakra. – Ale koleżanka już nie odpowiedziała.
            Po lekcjach razem udały się pół kilometra od szkoły na przystanek. Po nużącej lekcji matematyki zapomniały o poprzednim temacie rozmowy. Jola odjechała autobusem, a Amelia musiała poczekać jeszcze pięć minut na swój środek lokomocji. Po piętnastu minutach wysiała niemalże przebiegła przez park, by wreszcie zrzucić z siebie długie dżinsowe spodnie. Oddychając z ulgą przebrała się w stój kąpielowy i krotką, letnią sukienkę, dziękując w myślach mamie, która niemalże siłą wepchnęła ją do walizki. Spoglądając na zegarek kulik wywnioskowała, że dzięki szybkiemu pokonaniu trasy autobus-bursa zdąży na najbliższy tramwaj na basen. Ekspresowo spakowała najniezbędniejsze rzeczy i rzuciła się do wyjścia. Kiedy kupowała bilet nadjechał pojazd. -Co to ma być, że komunikacja miejska przyjeżdża na czas! Kto to widział! Jak ktoś się śpieszy to ona się spóźnia, a jak ja się spóźniam to jest punktualnie!!!”  - krzyczała w myślach. Była w pełni przekonana, że jedynie cudem dostała się do wagonu w ostatniej chwili.
-Witaj, złośnico. – Kulik słysząc te słowa tuż obok siebie, drgnęła.
To niewiarygodne! Odwróciła się, chociaż i tak doskonale wiedziała, z czyich ust wydobył się głos. Chciała się odsunąć tak, by nie być skazaną na bliskość bruneta, ale uniemożliwiał jej to bezlitosny tłok. Tym razem blondynka była bezradna, musiała mu coś odpowiedzieć, bo najwyraźniej dzięki niemu dostała się do środka.
-Cześć. – Powstrzymała się od dodania „palancie”, „dupku”, „półgłówku”.
Zmarszczyła nos, bo dostał się do niej zaduch i aromat spoconych ciał. Denerwowała się, że ten cały Tomek wciąż na nią patrzy i uśmiecha się łobuzersko.
-No: co? – Z opóźnieniem dotarło do niej, że po raz pierwszy nazwała tego kolesia w głowie po imieniu.
-Fajna sukienka. -  Spojrzała na siebie. Rzeczywiście wyglądała teraz ładnie i niestety… nieco wyzywająco. Jasna, lniana sukienka ładnie podkreślała jej pierwszą w życiu, prawdziwą, delikatnie brązową opaleniznę. To prawda ubranie sięgało do połowy ud i podkreślało biust. Tymczasem wysokie sandałki wydłużały nogi, a włosy w skutek gorąca delikatnie się pofalowały i ładnie ułożyły wokół głowy. Nawet buzia po całym dniu w szkole wyglądała niepokojąco dobrze.
-Dzięki. – szepnęła, miała nadzieję, ze nigdy nie będzie musiała wyrażać wdzięczności w stosunku do niego.
-No wiesz… fajnie odsłania ci to i owo. – Jego wzrok przeleciał po sylwetce blondynki.
-Dziękowałam ci raczej za to, że zdążyłam… - mruknęła zażenowana. Jej oczy wyrażały już tylko samą pogardę.
-O! – zbiła go z tropu – zawsze pomagam ładnym panienkom. – Znowu uśmiechnął się uwodzicielsko – zwłaszcza z takimi hmm… atrybutami.
-Dupek! – odwróciła się i chciała przepchnąć się w inne miejsce, ale jakiś starszy pan lekko ją szturchnął i znów wylądowała na brunecie. Potrzymał ją lekko i pomógł odzyskać równowagę.
-Tak naprawdę to od razu zorientowałem się, że to ty, złośnico. Chciałem po prostu z tobą dłużej pogadać, może umówić się gdzieś… a to chyba dobra okazja.
-Nie wydaje mi się. – Zmieszana musiała przysunąć się jeszcze bliżej niego, by móc oddychać przez malutką szparę w drzwiach. Teraz dzieliło ich już tylko kilka centymetrów… - I twoja dziewczyna chyba też tak uważa. Hmmm?
-Skąd ten pomysł? Że mam dziewczynę? Pytałaś o mnie? – Zawadiacki uśmiech starł zdziwienie z twarzy bruneta.
            -Nie. Skądże. – Beształa siebie w myślach. I Jolkę. Po jaką cholerę jej to mówiła?! Ale jej wizerunek nadal pozostał niewzruszony. Musiała chwycić ostatnią deskę ratunku. – Wyglądasz na takiego palanta, który ma dziewczynę.
Zaśmiał się serdecznie. A ona miała ochotę walnąć go. Najlepiej pięścią w nos.
            -Droga Amelio, wyglądam, jakbym pasował do Kingi? Tym bardziej z nią chodził?
-Skąd wiesz jak mam na imię? Nie przypominam sobie, żebym ci mówiła!
-Cóż…            - najwyraźniej bardzo bobrze się bawił – wyglądasz na taką dziewczynę, która ma na imię Amelia. – powiedział poważnie, by zaraz zmienić ton na dziecinny - O! Mogę ci mówić Mel?! Jak z tej reklamy!
Przygryzła wargę. Krew uderzyła jej do głowy. Drwił z niej. Wcześniej ośmieszał, a teraz drwił! Cholera ją brała. Stała tak przez moment próbując się uspokoić.
            -Nie wiem, jak to o tobie świadczy, ale wystarczyło, żebyś powiedział do mnie słowo, a ludzie już zaczęli opowiadać mi o tobie. Tu jest cos nie halo, a poza ty nie uważasz, że to chore? Że..
-Że jestem fajny, ludzie o mnie plotkują i lubię cię denerwować?
          -Lubisz mnie denerwować! – Powtórzyła z niedowierzaniem, otwierając delikatnie usta. – Wspaniale!
Zauważyła za szybą swój przystanek. Już nawet zapomniała, że jedzie na basen, aby spalić jeszcze trochę kalorii. Jak przyjedzie do domu ludziom oczy wyjdą na wierzch. Zwłaszcza Jemu.
-Na całe szczęście nie muszę cię już znosić! – wysyczała zanim tramwaj się zatrzymał.
-Ja też się cieszę, że cię dziś spotkałem!- odpowiedział, kiedy wychodziła.
Obserwował, jak pośpiesznie znika wśród tłumu. Przetarł sobie ręką spocone czoło. Zawalił. A na dodatek teraz będzie musiał wrócić się trzy odcinki.
Kulik wiedziała, że zachowywała się niezwykle infantylnie. Ale on był jeszcze gorszy! Przy nim nie mogła zapanować nad swoją złością. Zauważyła, że nie dokończyli właściwie żadnego tematu, jaki się nasunął. Ta rozmowa była… dziwna. Ponadto musiał o nią wypytywać jakiś ludzi. A to już jest co najmniej niepokojące. Koniecznie powinna trzymać się od tego typa z daleka. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz